wtorek, 22 września 2020

Bloody Roar - Re:Birth - Epizod 1

 - Hej, wszystko w porządku? - usłyszała delikatny męski głos przepełniony troską. Gdy otworzyła oczy, została oślepiona przez światło lampki. Czuła się, jakby cały świat wirował. Po kilku długich sekundach wszystko zaczęło wracać do normy. Leżała na kanapie, okryta ciepłym kocem. Tuż obok niej ktoś siedział na krześle i przyglądał się ze zmartwieniem. Był to młody mężczyzna odziany w biały garnitur o rozczochranych brązowych włosach i skośnych oczach. 
 - Gdzie ja jestem? Co się stało? - wydusiła z siebie w końcu jakieś słowa. 
 - Nic ci nie grozi. - uspokajał ją - Znalazłem cię nieprzytomną w pobliskim lesie. Pomogę ci. - uśmiechnął się delikatnie - Nazywasz się jakoś?
 - Ja... ja... - urwała gdy uświadomiła sobie, że nie znała nawet swojego imienia. W głowie miała kompletną pustkę. Nie wiedziała kim jest, skąd i po co. Jak ktoś wyrwany z kilku letniego snu - Nie wiem... - mruknęła przerażona. 
 - Nie bój się. Możliwe, że to chwilowe. - pocieszył ją - Też kiedyś obudziłem się, nie wiedząc kim jestem. Bez przeszłości. Bez imienia. Znalazł mnie wtedy pewien chłopak, który zabrał do domu. Nazwał mnie Kenji i wychowywał jako brata. - opowiedział.
 - A przypomniałeś sobie dawne życie? - zaciekawiła się.
 - Tak. - przytaknął - Ale okazało się, że nie chciałem tego pamiętać. - westchnął ciszej. 
 - Dziwne tak nic nie pamiętać... - zamyśliła się.
 - Ale teraz tworzysz nowe wspomnienia, stare z czasem mogą wrócić. Może zacznijmy od nadania ci imienia? - zaproponował, a ta kiwnęła głową na zgodę - Znalazłem cię pod postacią bestii. Myślę, że powinnaś się nazywać Kitsune. To z japońskiego oznacza lisa.
 - Pod postacią bestii? - jej oczy doznały sporego wytrzeszczu. Kompletnie nie wiedziała o czym chłopak do niej mówił.
 - Nie wiesz kim jesteś? Nie szkodzi. Ja i mój brat Yugo zaopiekujemy się tobą i nadrobimy zaległości. - sięgnął po kubek ciepłej herbaty, który leżał na stole i podał czarnowłosej dziewczynie - Teraz powinnaś odpocząć i nie denerwować się tą sytuacją. - dodał gdy nagle całe otoczenie rozsypało się niczym szkło, a ona sama stała w kompletnej ciemności i pustce. Słyszała masę przytłumionych głosów. Ktoś do niej mówił. W oddali zobaczyła mały, jednorodzinny dom oświetlony bladą smugą światła. Zaczęła biec w jego stronę. Im bliżej była, tym więcej widziała. Na werandzie stało dwóch mężczyzn. Jeden starszy, drugi młodszy o podobnych do niej rysach twarzy. Swoją uwagę skupiła na tabliczce z adresem. Nagle poczuła jak podłoże zapadło się pod jej nogami i zaczęła spadać w otchłań.
 - Tato! - krzyknęła, budząc się ze snu. Nerwowo dysząc zobaczyła, że leży w łóżku. Wtedy do jej pokoju wszedł ten młody mężczyzna, który w śnie nosił biały garnitur.
 - Kitsune, wszystko gra? - zmartwił się.
 - Ja widziałam swojego ojca... wiem jak wygląda, gdzie mieszka... - wydusiła z siebie - Jestem pewna, że to był on! - dodała, a Kenji usiadł na brzegu jej łóżka.
 - Jeżeli chcesz, możemy tam pojechać nawet dzisiaj. - zaproponował.
 - A co jeżeli mój umysł płata mi figle? - czuła wielką niepewność.
 - A co jeżeli nie? Masz szansę na odzyskanie swojego życia! Rodzina na pewno się o ciebie martwi i ciągle cię szuka! - chciał przemówić jej do rozsądku. 
 - Życie z tobą, Yugo i Alice też mi odpowiada. Też jesteście moją rodziną... - sama nie wiedziała już czego chciała. Przez tych parę tygodni zdążyła ich wszystkich obdarzyć ogromną sympatią.
 - Jesteś niemożliwa... - zaśmiał się - Rozumiem, że się do nas przywiązałaś, bo nie miałaś nikogo innego. Ale nie zapominaj, że ktoś na ciebie pewnie czeka, lub myśli, że nie żyjesz. - tłumaczył.
 - To dlaczego ty nie kontynuujesz swojego dawnego życia? Nawet nic mi nigdy nie powiedziałeś na ten temat, po za tym, że pamiętasz. - zmarszczyła brwi, a chłopak się trochę zirytował.
 - A niby co ja mam ci powiedzieć? - zdziwił się.
 - Prawdę. - naciskała patrząc mu głęboko w oczy - Nie ma znaczenia co to było, nie ważne jaki byłeś. Jesteś moim przyjacielem i to się nie zmieni. Po prostu chcę wiedzieć. - powiedziała przyglądając się zmieszanemu Kenjemu.
 - Byłem mordercą, to chciałaś wiedzieć? - odparł szybko, a ją zamurowało - Twoje milczenie wystarczy. - rzucił wychodząc z pokoju. Kitsune kompletnie nie wiedziała co myśleć. Kenji mordercą? Ten nieśmiały i wrażliwy młody mężczyzna był w stanie zabić kogokolwiek? Nie mogła w to uwierzyć, ale z drugiej strony, wiedziała że nie okłamał by jej. Z wielką niechęcią postanowiła się podnieść z łóżka i przygotować do podróży. W tym samym czasie, Kenji oznajmił starszemu bratu, że ich podopieczna przypomniała sobie ojca i miejsce, w którym mieszkała. W głębi duszy nie chciał, żeby odchodziła, ale wiedział że powinna wrócić do swojej rodziny. W przeciwieństwie do niego, miała gdzie wracać. 

*Jakiś czas później*
 Yugo zatrzymał samochód przy adresie podanym przez dziewczynę. Kitsune spojrzała przez okno na dom, który widziała we śnie. Patrząc na te otoczenie poczuła się mocno zmieszana i trochę przerażona. Kenji i Alice milczeli.
 - Gotowa? - zapytał Yugo wyłączając silnik pojazdu.
 - Wyjścia nie mam... - westchnęła, po czym cała czwórka wysiadła z auta. Czarnowłosa szła pierwsza, chociaż jej kroki nie były pewne. Miała wrażenie, jakby jej nogi były z waty. W końcu doszła do drzwi. Spojrzała za siebie na trójkę przyjaciół, po czym drżącą ręką wcisnęła guzik dzwonka. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, gdy słyszała coraz wyraźniejsze kroki. Po chwili drzwi otworzyły się, a w progu ujrzała posiwiałego mężczyznę ze swojego snu. Ten na jej widok zaniósł się płaczem.
 - Hope! - wykrzyczał jej prawdziwe imię i uścisnął z całej siły - Już się bałem, że przepadłaś z rąk ZLF lub TYLON! Tyle czasu cię szukałem! - szlochał, gdy ujrzał za nią trzy osoby. Po chwili wypuścił zdezorientowaną córkę z objęć - Może porozmawiamy w środku? Chcę wiedzieć co się stało! - zaprosił całą gromadę do domu. Rozsiedli się w wielkim salonie przy stole. W tle leciała muzyka klasyczna, a ściany były ozdobione wieloma rodzinnymi zdjęciami. Podczas gdy mężczyzna rozmawiał z trójką nieznajomych, Hope przyglądała się im uważnie nie słuchając ich rozmowy.
 - Więc, jak moja córka się znalazła u was? - zaczął przyglądając się im uważnie.
 - Mój brat, Kenji, znalazł ją nieprzytomną w lesie. Zabrał do naszego domu. Hope nic nie pamiętała, więc zaopiekowaliśmy się nią i nazwaliśmy Kitsune. Zapewniamy, że dobrze się nią zajęliśmy i była bezpieczna. Dziś przypomniała sobie o panu i stąd nasza wizyta. - wyjaśnił Yugo. Był w tym nieco chaotyczny, bo tłumaczenie nigdy nie szło mu zbyt dobrze.
 - Jestem wam bardzo wdzięczny, że zajęliście się nią... - uśmiechnął się mężczyzna - I bardzo was przepraszam, znam swoją córkę i zdaję sobie sprawę, że pewnie sprawiała wiele kłopotów...
 - Kłopotów? - wtrąciła Alice, masując swój nabrzmiały przez ciążę brzuch - Ta dziewczyna, to prawdziwy anioł. Chce pan powiedzieć, że Hope wcześniej była inna?
 - To już nie ma znaczenia. Najważniejsze, że jest cała i zdrowa, a u was mam ogromny dług wdzięczności. Już zdążyłem się pogodzić z jej śmiercią, a dziś okazało się że ona żyje. - spojrzał na Hope, która cały czas oglądała rodzinne fotografie. Wyglądała jakby chciała sobie przypomnieć wszystkie sytuacje uwiecznione na ilustracjach. Po chwili swój wzrok skierował na młodszego chłopaka, który cały czas milczał.
 - Kenji poświęcił jej szczególnie dużo uwagi. Sam kiedyś nie wiedział kim jest i doskonale ją rozumiał. - dodał Yugo - Niestety, już czas na nas, a pan powinien porozmawiać z Hope, sam na sam. - oznajmił. Mężczyzna podziękował im raz jeszcze, po czym opuścili jego posiadłość. Alice i Yugo zdążyli wsiąść do auta. Kenji chciał zrobić to samo, gdy usłyszał za sobą wołanie. Odwrócił się i podszedł do dziewczyny stojącej na werandzie. Nie odzywał się.
 - Chcę żebyś wiedział, że jestem wdzięczna za to, co ty, Yugo i Alice dla mnie zrobiliście. To bardzo wiele znaczy. - uśmiechnęła się.
 - Obiecasz mi coś? - poprosił.
 - Co takiego? - zainteresowała się.
 - Nie zapomnij o mnie, dobra? - starał się zachować powagę. 
 - Żartujesz sobie? - przytuliła go z całej siły - Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz! - zachichotała, a on odwzajemnił uścisk - Czeka nas jeszcze wiele lekcji z ninjutsu. - dodała, a ten się zaśmiał. 
 - To... do zobaczenia? - chciał się upewnić puszczając ją.
 - Tak... - przytaknęła i dała mu odejść. Stała tak przed domem, aż jej przyjaciele odjechali. Już za nimi tęskniła. Jednocześnie gryzło ją to, o czym wcześniej powiedział jej Kenji. Że był mordercą. Nic z tego nie rozumiała. Po chwili usłyszała wołanie swojego ojca.
 Młody mężczyzna wpatrywał się w wędrujące otoczenie za oknami samochodu. Wydawał się być nieobecny. Yugo zauważył to patrząc w górne lusterko. 
 - Ty nam chyba zachorowałeś... - zaczął z głupawym uśmiechem.
 - Niby na co? - zdziwił się brązowowłosy.
 - Ja już dobrze wiem, na co. Wczoraj się nie urodziłem. - odparł, a Alice zaśmiała się cicho. Wiedziała, co jej mąż miał na myśli. 
 - Będzie mi jej u nas brakować, ale to nie to, o czym mówisz. - stwierdził, ale po rozbawieniu brata widział, że on nie wziął jego słów pod uwagę. Całą drogę do domu milczał. Po powrocie także. Czuł się jakby stracił część siebie, chyba jak każdy kto został odizolowany od przyjaciela, z którym spędzał całe dnie. 

 Dochodził wieczór, a za oknami się ściemniało. Gdy po długiej rozmowie ojciec Hope zasnął, odważyła się wejść do swojego pokoju. Tam doznała głębokiego szoku. Ściany były ciemne i obwieszone plakatami kapel rockowych i metalowych. Biurko było całe zasypane bransoletkami z ćwiekami, a na łóżku leżały dwie gitary. Sama zaczęła się zastanawiać, kim była. Czuła się jak w obcym dla niej miejscu. Stała tak nieruchomo w progu.
 - Hope? - usłyszała swoje imię, a głos wydawał się być znajomy. Odwróciła się i ujrzała wysokiego chłopaka. Podobnie jak ona, miał czarne włosy i podobne rysy. Kiedy ujrzał jej twarz, pobladł jakby zobaczył ducha. Ona milczała nie wiedząc co powiedzieć - Nie pamiętasz mnie? - zapytał, a ta powoli pokręciła przecząco głową - To ja, Levi. Twój brat...
 - Mój brat? - jej oczy się zaszkliły - A gdzie mama? Ojciec do tej pory nic mi o niej nie powiedział... - westchnęła, a chłopak się zmieszał - Ona nie żyje, prawda?
 - Zabili ją ludzie. - rzekł - Tylko dlatego, że nienawidzą nas, zoanthropów. - dodał, ale ona nic nie odpowiedziała. Zdążyła się nauczyć o warunkach jakie panowały na świecie. Ich rasa przymusowo została odizolowana od ludzi i zamknięta na nie wielkim terenie Ameryki. Jedynie garstka zoanthropów miała dostęp do ludzi. Levi tylko stał i ją obserwował. Hope zrzuciła gitary z łóżka, po czym na nim usiadła chowając twarz w dłoniach. Trochę inaczej wyobrażała sobie to wszystko i żałowała, że przypomniała sobie swój dom. Z kieszeni bluzy wyciągnęła zdjęcie, na którym widniały wizerunki jej i Kenji. Rozpłakała się od razu, gdy tylko na nie spojrzała. Starszy brat usiadł obok niej i objął delikatnie. 
 - Kto to jest? - zapytał zerkając na zdjęcie. Skądś kojarzył twarz młodego mężczyzny.
 - Mój przyjaciel, Kenji. To on mnie znalazł i zaopiekował się mną razem ze swoim bratem i jego żoną. - odpowiedziała.
 - I już się nie zobaczycie? - był dociekliwy. Hope nie wiedziała, a raczej nie pamiętała, kim na prawdę był Levi.
 - Jutro do niego jadę... 
 - To dlaczego płaczesz? - zdziwił się.
 - Bo cała ta sytuacja mnie przerasta. Nadal nie wiem kim jestem, nie wiem jaki mam cel w życiu. Czuję się okropnie źle, gdy ich nie ma obok. - wyszlochała.
 - Nie liczy się to co było. Jest tu i teraz, więc na tym powinnaś się skupić. Wszystko się ułoży... - ucałował ją w czoło - Musisz się przespać z tym wszystkim. Dobrej nocy... - pożegnał się i opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Idąc do swojego pokoju uśmiechnął się pod nosem. Od razu dorwał się do laptopa, by dostać się do starych danych ZLF z czasów, gdy grupą dowodził niejaki ShenLong. On sam do nich należał i był wiernym sługusem nowego przywódcy. Tam znalazł kartotekę młodzieńca łudząco podobnego do przyjaciela siostry. To był on.
 - Więc Kenji, to zabójca. Bakuryu... - szepnął sam do siebie - Broń dawnego TYLON, wyszkolony przez samego mistrza starożytnej sztuki walki ninjutsu, Kato Ryuzo. Również były wojownik pracujący dla ZLF... - zaśmiał się, stukając w klawiaturę jak opętany, chcąc dostać się do danych TYLON. Nie bez powodu był szanowany w organizacji, do której przynależał. Wszystko zawdzięczał swoim hakerskim zdolnościom. Po dłuższej mordędze z łamaniem zabezpieczeń znalazł to, czego szukał. Jednocześnie się przeraził. TYLON oraz ludzkie wojsko, pracowali nad bronią biologiczną, która miała zlikwidować zmiennokształtnych raz na zawsze - Cóż... Wygląda na to, że Bakuryu znów przyda się jako marionetka ZLF... - mruknął, po czym zaczął kopiować dane. W głowie Levia narodził się plan. Dołączył do tej organizacji, przez nienawiść do rasy ludzkiej, która odebrała życie jego matce. Jednocześnie nie chciał krzywdzić swoich pobratymców, jak to miało w zwyczaju ZLF, które przekonywało zmiennokształtnych do swoich poglądów na każdy możliwy sposób. Zamierzał posłużyć się Kenji bezinwazyjnie, bez ingerencji w jego umysł. Chciał pokazać ludziom, gdzie jest ich miejsce. Według jego koncepcji, młody ninja powinien wyruszyć w celu pokrzyżowania zamiarów naukowców. Bez problemu znalazł namiary na chłopaka i wysłał mu anonimową wiadomość z planami TYLON. Żałował jedynie, że nie wpadł na ten pomysł wcześniej. Przy okazji wysłał alarm do ludzkiego wojska o zmiennokształtnym z zamiarem zniweczenia ich planów. Zgodnie z jego zamysłem, Kenji powinien zostać złapany i przejęty przez tą przeklętą korporację naukową. Szybko sięgnął do kieszeni spodni po telefon, by zadzwonić do swojego szefa. Wybrał numer, po czym przyłożył słuchawkę do ucha.
 - Mam nadzieję, że to coś ważnego, bo jestem trochę zajęty... - oschły głos przerwał sygnał.
 - Udało mi się znaleźć kogoś, kto pomoże nam nastawić całą rasę przeciw ludziom. - oznajmił.
 - Chcę cię widzieć z samego rana w naszej kwaterze. Lepiej, żebyś nie zawiódł mnie ponownie. - osoba po drugiej stronie rozłączyła się. 

 Hope siedziała w kuchni przy stole i zajadała się śniadaniem przyrządzonym przez ojca w milczeniu. On widział, że coś ją trapi. Unikała rozmowy. O nic nie pytała. Zdawała się być nieobecna. Chciała jak najszybciej znaleźć się u swoich przyjaciół. 
 - Widzę, że się spieszysz. Podaj mi namiary, a cię zawiozę... - chciał zacząć jakąkolwiek rozmowę.
 - Nawet w tej chwili? - zapytała.
 - Jeżeli tego chcesz... - wstał od stołu dając jej do zrozumienia, że wychodzą. Ta nic nie mówiąc poszła za nim do samochodu. Bez zastanowienia powiedziała gdzie chce jechać, po czym ruszyli. Całą drogę między nimi panowała niezręczna cisza. Trasa się dłużyła, a każda minuta zdawała się trwać parę godzin. W końcu się zatrzymali.
 - Hope... - zaczął mężczyzna, widząc jak dziewczyna łapie za klamkę, żeby wysiąść - Jesteś moją córką i jedyne czego pragnę, to twojego szczęścia. Jesteś teraz zupełnie inną osobą, ja jestem dla ciebie obcy i widzę, że źle się czujesz w naszym domu. Nic nie wskazuje na zmianę tej sytuacji. Jeżeli uważasz, że twoje miejsce jest wśród nich, to tam zostań. Jesteś dorosła i nie mam wpływu na twoją decyzję. Po prostu chcę, byś była szczęśliwa. - rzekł.
 - Tato... ja... - wyjąkała.
 - Mam po ciebie przyjechać wieczorem, czy nie? - zapytał stanowczo dając jej dwie opcje do wyboru.
 - Nie wracaj po mnie... - mówiąc to, prawie się rozpłakała i wysiadła z samochodu. Patrzyła tylko jak jej rodzic odjeżdża. Zaznała ogromnej ulgi. W niewyjaśniony sposób czuła się zagrożona w tamtym domu. To uczucie nigdy nie towarzyszyło jej w otoczeniu Yugo, Kenji i Alice. Ożywiona podbiegła do drzwi ich domu i zapukała. Otworzyła jej Alice trzymająca kawałek ciasta w dłoni. Na widok dziewczyny opuściła smakołyk na podłogę. Nie spodziewała się jej tak szybko. 
 - Wróciłam... - Hope uśmiechnęła się niepewnie.
 - Co się stało? - zmartwiła się wpuszczając ją do domu.
 - Sama chciałam. Źle się tam czułam i nie chcę tam wracać. Czuję, że moje miejsce jest tutaj... - mimo wszytko bała się odmowy.
 - My również mieliśmy ciężką noc i jesteśmy tego samego zdania, co ty. - uśmiechnęła się - Co prawda, Kenji i Yugo nie ma, wyszli biegać, ale nie długo powinni wrócić. - oznajmiła. Czarnowłosa zdjęła trampki i poszła z Alice przygotować herbatę. Gdy woda się gotowała, posprzątały rozwalone ciasto przy wejściu do domu. Z gotowymi napojami udały się do salonu. Rozsiadły się wygodnie na kanapie i włączyły TV dla zabicia czasu. Przy okazji objadały się słonymi chipsami. Hope znów czuła się normalnie. Jednak myśli o bracie wprawiały ją w lekki niepokój. Jednocześnie był jej podświadomie bliski, ale budził w niej lęk. Nie konkretnie jego osoba, ale coś co mogło być z nim związane. Nie wiedziała jednak co. Nawiedzały ją jakieś prześwity z przeszłości, ale nie mogła ich skleić w całość. W jej umyśle największą dziurę wierciła wizja bladych szaro fioletowych oczu. Na samą myśl o nich napawała się strachem i nie pamiętała, kto mógł być ich właścicielem. Na pewno nikt dobry. Po dłuższym czasie, dziewczyny usłyszały trzaśnięcie drzwiami, co oznaczało powrót dwóch braci. Towarzyszyły temu śmiechy i przekomarzanie się, który był szybszy. Słysząc włączony telewizor w salonie od razu się tam udali, by przywitać Alice. Nie spodziewali się tam jednak Hope. Na jej widok oboje się zdziwili.
 - Wróciła do nas. - zaczęła Alice.
 - Ale mamy nadzieję, że już nigdzie się nie wybiera? - Yugo chciał się upewnić, chociaż znał odpowiedź.
 - Wy jesteście moją rodziną... - podsumowała czarnowłosa. Kenji się nie odzywał, ale w duchu cieszył się z takiego obrotu spraw. Chciał mieć ją blisko siebie, szczególnie po anonimowej wiadomości ujawniającej plany TYLON. Nikomu o tym nie powiedział. Za wszelką cenę chciał chronić swoich bliskich.

____________________________________

Rozdział nie wyszedł najlepiej, ale z natury mam jakiś problem z pisaniem wstępów do opowieści. Niby przedstawiłam to co chciałam przedstawić, ale jakoś mnie to nie zadowala. Albo po prostu jestem upośledzona, niczym bohaterka mojego pierwszego opowiadania XD
A teraz standardowy rytuał w moich opowieściach, czyli pytanka. A w zasadzie jedno...
Co będzie dalej?
Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle i rozdział jest w miarę zadowalający. Z czasem na pewno zostanie poprawiony i 'upiększony'

[EDIT]: Rozdział został poprawiony!

Łapka 🐾