sobota, 10 października 2020

Bloody Roar - Re:Birth - Epizod 5

  Alice obudziła się późnym rankiem. Nie do końca pamiętała kiedy zasnęła poprzedniego dnia. Leżała na kanapie otulona ciepłym kocem. Wstała ociężale i zaczęła się rozglądać po mieszkaniu. Panowała dziwna cisza. Powoli poszła do pokoju Hope, ale nie zastała tam jej. Przeszukała też ogród i resztę mieszkania, ale po niej nie było ani śladu.
 - Ja chyba jeszcze śpię... - mówiąc to ziewnęła i podrapała się po głowie. Wtedy do domu weszła Uriko z dwiema siatkami zakupów - Co ty tu robisz? - zdziwiła się.
 - Hope poszła z jakimiś chłopakami poszukać Yugo i Kenji, bo coś się chyba stało. Więc poprosiła mnie, żebym z tobą była podczas ich nieobecności. Nic więcej nie wiem. - odparła odkładając zakupy na podłogę tuż przy wejściu do kuchni.
 - Boże święty... - westchnęła Alice powoli osuwając się na podłogę i trzymając się za brzuch. Brązowowłosa natychmiast do niej podbiegła.
 - Błagam, Alice, nie rób mi tego teraz! Oddychaj! - starała się ją jakoś uspokoić i przywrócić do normy. Jednak to nic nie pomagało.
 - Będzie dobrze. Zrób co ci powiem, okej? - złapała przyjaciółkę za dłoń, a ta przytaknęła - Zadzwoń do Hiro z WOC. Jego numer wisi na lodówce. Wytłumacz mu sytuację, on przyśle nam najlepszą opiekę medyczną. Dopóki się nie zjawią, będziesz musiała nade mną czuwać. - wyjaśniła wszystko spokojnie i wyraźnie.
 - Tak! Jasne! - wykrzyknęła i poleciała do kuchni do telefonu. Nie musiała długo czekać. Trochę się jąkała, ale przedstawiła siebie, oraz całą sytuację. Hiro był dłużny przysługę Yugo, więc nie mógł odmówić. Oznajmił, że zaraz się tym zajmie i przyjadą najszybciej jak to tylko możliwe. Po całej rozmowie wróciła do Alice, która była nazbyt spokojna, chociaż wyraz jej twarzy wskazywał na okropny ból. Uriko pomogła się jej podnieść i pójść do salonu, żeby mogła wygodnie usiąść na kanapie. Każda minuta oczekiwania zdawała się trwać godzinami. Przestała już nawet liczyć czas, bo wiedziała że to nie pomoże żadnej z niej, a wzbudzi jedynie nie potrzebną panikę. Wtedy obie usłyszały głośny trzask drzwi wejściowych i kroki kilku osób. Jako pierwszy w salonie pojawił się młody mężczyzna w czarnym mundurze. Jego włosy były brązowe, ułożone na prawą stronę, a boki miał wygolone, oczy zaś szaro zielone. Był łudząco podobny do jednego ze znajomych Hope, z którymi ruszyła na poszukiwania. Tuż za nim pojawiła się młoda niska, niebieskooka blondynka w kitlu lekarskim i kilku jej asystentów.
 - W samą porę, Hiro... - Alice z trudem się uśmiechnęła na ich widok.
 - Moja przyjaciółka, Sophie, ci pomoże. Jest najlepszym medykiem w całej naszej organizacji. - przedstawił blondynkę, która już rozkładała matę na podłodze, a jej ekipa dezynfekowała stół, na którym zaraz rozłożyli sprzęt medyczny. Hiro delikatnie ułożył Alice na macie, a Sophie wyprosiła Uriko i mężczyznę z salonu, by móc przeprowadzić badanie. Ci posłusznie wyszli i poszli do kuchni. Uriko chcąc się czymś zająć, wzięła się za rozpakowanie zakupów. Ten usiadł przy stoliku i obserwował ją. Widział, że była zdenerwowana.
 - Spokojnie. Jest w dobrych rękach. - pocieszył ją.
 - Wiem, ale jest mi przykro, bo wiem że chciała by Yugo był przy tym... - wymsknęło jej się.
 - A gdzie jest Yugo? - zainteresował się spostrzegając jej zakłopotanie.
 - Poszedł szukać Kenji, bo chyba znowu wpakował się w kłopoty. - zaczęła opowiadać i dokładnie opisała osoby, które poszły mu na pomoc. Hiro aż zatkało. Jednym z tych ludzi był jego starszy brat, Negan. Jednak nie pałali do siebie sympatią. Gdy tylko ich drogi się rozeszły zaczęła się wzajemna nienawiść.
 - Twoje opisy pasują idealnie do osób podejrzanych przez WOC o współpracę z ZLF... - mruknął - Mogą sprawić jeszcze większe problemy. Nie bez powodu zgodzili się pomóc.
 - Chcesz powiedzieć, że Hope może mieć coś wspólnego z ZLF? - zdziwiła się i zrobiła wielkie oczy.
 - Nie. Ale jej przyjaciele. Prawdopodobnie ona nawet nie wie kim są i im ufa. Wiesz może gdzie się udali? Mogę zapobiec katastrofie, póki jeszcze jest czas.
 - Niestety nic więcej nie wiem. Hope się spieszyła i nie powiedziała mi zbyt wiele. - westchnęła zaniepokojona. Teraz i ona zaczęła się zamartwiać o swoich bliskich. Na zabicie czasu i stresu zaczęli rozmawiać na luźniejsze tematy. W ten sposób powoli zaczynali poznawać siebie nawzajem wykazując podobne cechy osobowości. Nagle ich rozmowę przerwał stłumiony dźwięk płaczu noworodka. To oznaczało tylko jedno. Już było po wszystkim. Uriko odetchnęła po wszystkim i oczekiwała aż ktoś ją w końcu tam zawoła.

 Wayne i Kira spotkali się na stołówce wojskowej, tak jak wcześniej uzgodnili. Odebrali posiłek i w ciszy rozglądali się za ustronnym miejscem do rozmowy. Nie chcieli, by ktoś ich przypadkiem usłyszał, bo mogli by naklepać sobie sporych problemów. Usiedli w rogu wielkiej sali, gdzie prawie nikogo nie było.
 - I co? Znalazłeś coś? - zaciekawił się Wayne w oczekiwaniu na odpowiedź przyjaciela.
 - Poniekąd. Nie to co nas interesuje, ale równie ciekawe. Wojsko planuje atak zbrojny na Zoanthropy. W tym celu TYLON tworzy jakieś Berserkery i ludzkie Zoanthrope, takie jak ja. Myślę, że to część układanki. Lada moment może wybuchnąć armagedon. - wyszeptał rozglądając się, dla pewności że nikt nie słyszy.
 - Czyli to może być coś większego? - zszokował się blondyn.
 - Tego nie jestem pewny, ale na to wygląda. Może znalazł bym coś więcej, ale musiałem się ewakuować, by mnie nikt nie przyłapał. - wytłumaczył - Ale mam już pomysł na dalsze działanie. Wymkniemy się i udamy się do TYLON jak gdyby nigdy nic. Podrobię nakaz przeszukania placówki w celu znalezienia intruzów. Najwyżej wytłumaczymy to jako fałszywy alarm.
 - A co jak ktoś nas zdemaskuje?
 - Myślisz, że ktoś się nad tym będzie zastanawiać jeżeli usłyszą o zagrożeniu? Na pewno musimy się streszczać, by nie narobić problemów tamtej grupie Zoanthropów. Nie mogą tam dotrzeć przed nami. - powiedział.
 - To teraz mamy najlepszą okazję. Nasze oddziały mają dwugodzinną przerwę, więc nikt też nie będzie nas szukać. Daleko nie mamy. Czasu wystarczy. - zaproponował Wayne.
 - Wiesz, że jeżeli coś pójdzie nie tak, to już nie będziemy mogli tu wrócić? Zawsze możesz zostać.
 - I tak siedzę w bagnie po uszy, więc co mi szkodzi? - zaśmiał się blondyn, dając do zrozumienia przyjacielowi, że nie puści go samego. Nie zamierzali marnować cennego czasu. Zostawili wszystko i wzięli jeden z terenowców, by jeszcze szybciej dostać się do korporacji. Trasa im się dłużyła niesamowicie, chociaż nie minęło zbyt wiele czasu. Na miejscu ochrona widząc wojskowych, wpuściła ich bez słowa i zbędnych pytań, czego ta dwójka zupełnie się nie spodziewała. Wyszło to na ich korzyść. Nie mieli kiedy podrobić nakazu. Zaparkowali tuż przed budynkiem i wysiedli z auta pewni siebie, by nie zwrócić na siebie większej uwagi. Gdyby któryś z nich okazał jakąkolwiek niepewność, mogło by się to stać trochę podejrzane. Przechodząc obok jednego z naukowców, Kira potajemnie wyciągnął z jego kieszeni przepustkę, która umożliwiała otwarcie wszystkich drzwi w budynku. Jak gdyby nigdy nic weszli przez główne wejście i rozejrzeli się po korytarzu, szybko decydując by iść na lewo do windy. Udali się na samą górę. Intuicja ich nie myliła. O dziwo, korytarze na tym piętrze były puste. Ich uwagę przykuł krzyk wydobywający się zza drzwi jednej z sal. Postanowili to sprawdzić. Podeszli bliżej. Ściany były szklane, więc zorientowanie się w sytuacji nie było problemem. Wewnątrz małej sali laboratoryjnej ujrzeli tylko jedną osobę. Był to młody mężczyzna przykuty do metalowego stołu. Do jego żył podpięta była kroplówka z jakąś błękitną mazią. Kira od razu go rozpoznał. To był Kenji. Jego twarz krzywiła się od bólu. Wtedy ujrzeli coś, czego kompletnie się nie spodziewali. Żołnierz zapamiętał, że formą bestii ninja był kret, natomiast jego ciało przechodziło metamorfozy z sekundy na sekundę w zupełnie różne antropomorficzne gatunki zwierząt. Na ten widok się przerazili. Wiedzieli, że TYLON prowadzi eksperymenty na zmiennokształtnych, ale nie w taki sposób.
 - Co oni, do cholery, mu zrobili? - głos Wayna drżał.
 - Być może on jest częścią tej broni... - zaczął się zastanawiać. Jednak ktoś postanowił przerwać ich spekulacje.
 - Tak. On będzie bronią. - usłyszeli kobiecy głos. Odwrócili się nerwowo, by ją zobaczyć. Miała na sobie biały kitel i okulary. Jej włosy były brązowe, lekko pofalowane i sięgały do ramion. Wyraz twarzy miała łagodny - Wiem po co tu jesteście. Ja i wielu innych naukowców stoimy po tej samej stronie i nie chcemy dopuścić, by broń została użyta.
 - To dlaczego, szanowna pani, tego nie przerwie?! - uniósł się Kira pokazując ręką na pół przytomnego Kenji za szklaną ścianą.
 - Obecnie ten projekt należy do dr. Ramirez i dr. Busuzimy. Jednak nie na długo. Chcemy wykorzystać go do pomocy Zoanthropom. Takich polimorfów stworzyli więcej, ale tylko ten chłopak przeżył eksperyment. - wyjaśniła.
 - Z całym szacunkiem, dr. Oblivion... - zwrócił się brązowowłosy czytając jej identyfikator przypięty do kołnierza - Ale to są jakieś ku*wa jaja? A co z tą trucizną, która ma się wkrótce dostać do atmosfery? I armią zwierzęcych marionetek?
 - Skąd o tym wszystkim wiecie? Wojsko nie posiada aż tylu naszych danych? - zdziwiła się.
 - Od kogoś, kto też zamierza zniszczyć to wasze ustrojstwo. - warknął.
 - Nie możecie tego zniszczyć! To mogło by doprowadzić do jeszcze większej katastrofy. - uprzedziła - Zapewniam was, że moja ekipa wplątana w projekt trucizny robi co może, by przedłużać i sabotować prace. Musicie stąd jak najszybciej wyjść. Może jest coś innego co mogłabym dla was zrobić? - zaproponowała.
 - W sumie, to jest coś... - mruknął Kira po chwili namysłu - Za jakiś czas przyjdzie tu kilku obcych. Dopilnuj, by mogli się tutaj dostać i odbić tego chłopaka. - ponownie wskazał na Kenji. Chciała coś powiedzieć, ale on jej przerwał - Nie interesuje mnie jak to zrobisz. W przeciwnym razie ujawnię wszystko. Żegnam. - poszedł w swoją stronę, a Wayne tuż za nim. Bez większego problemu dostali się do swojego terenowca i wyjechali po za teren obiektu w przeciwną stronę niż ich baza wojskowa.
 - Myślę, że wiemy wystarczająco. - oznajmił Kira prowadząc pojazd.
 - Co żeś znowu wymyślił? - zainteresował się blondyn.
 - Trzeba znaleźć naszą wesołą gromadkę i przedstawić im sytuację. Przy okazji przekazać gdzie mają się kierować, by nie błądzić po laboratoriach.
 - To się skończy katastrofą... - podsumował.
 - Wiem, ale próbować warto.