piątek, 9 października 2020

Bloody Roar - Re:Birth - Epizod 4

  - Kenji... Gdzie jesteś bracie? - Yugo pytając samego siebie oparł się zmęczony o pobliskie drzewo. Słońce powoli zachodziło. Jednocześnie martwił się też o Alice i dziecko, które nosiła pod sercem. Westchnął głęboko żeby pozbierać myśli. Zastanawiało go dlaczego Kenji zniknął tak nagle i bał się, że to mogło oznaczać coś większego. Szczególnie jeżeli wybrał się w stronę granicy. Wtedy z obu stron zaszło go dwóch mężczyzn. Żołnierzy. Zaklął w myślach na ich widok. Jeden z nich miał na sobie standardowy mundur, a spod czapki wystawały mu blond włosy. Drugi z nich zdawał się odstawać i nie być podporządkowanym normom. Ubrany był w czarną koszulkę na ramiączkach, bojówki oficerskie i desanty. Jego brązowe włosy były rozczochrane, a błękitno zielone oczy dokładnie skupione na Yugo. Celował do niego bronią i obserwował każdy ruch.
 - Co tutaj robisz? - zaczął blondyn. Yugo milczał. Wtedy wszyscy troje usłyszeli jak ktoś przebiegał przez zarośla.
 - Wayne. Przypilnuj go. - drugi wydał polecenie - Pójdę to sprawdzić, możliwe że nie jest sam. - dodał, a jego sylwetka zaraz zniknęła w krzakach. Nie było go już dłuższy czas. Z gęstych liści wyłoniły się trzy sylwetki. Dwóch młodych mężczyzn i Hope. Oczy Yugo natychmiast zrobiły się trzykrotnie większe. Ona i rudy chłopak w skórzanych spodniach i kamizelce z puchem przy kołnierzu przybrali swoje formy bestii. Fenka i lisa. Trzeci nie zmienił kształtu, co było dość dziwne, gdy razem z futrzakami rzucił się do ataku na uzbrojonego żołnierza. Gdy się zbliżali, w biegu się rozproszyli na różne strony co mocno rozproszyło Wayna i nie wiedział w kogo celować. Nim zdążył coś zrobić, chłopak w czerwonej kraciastej koszuli odebrał mu broń, Hope przewróciła, a rudy lis usiadł na plecach żołnierza i szybko obezwładnił. Wtedy wrócili do swoich ludzkich postaci.
 - Już nie jesteś taki cwany, co? - zaśmiał się rudzielec patrząc znacząco na Levia trzymającego karabin. Wycelował w głowę Wayna.
 - Teraz odpowiesz nam na kilka pytań... - mruknął odgarniając czarną grzywkę z oczu. Hope natychmiast podeszła do Yugo.
 - Wszystko w porządku? - zapytała przykładając dłoń do jego ramienia.
 - Tak... - odparł - Możesz mi wyjaśnić, co ty tu robisz? Co to za ludzie? - zaczynał wyglądać na wściekłego.
 - Gdyby nie my, to miał byś spore kłopoty! - uniosła się na niego - Jesteśmy tu po to, by pomóc znaleźć ci Kenji. Z resztą widzisz, że sam nie dał byś rady... - zmarszczyła czoło.
 - A co z Alice?
 - Zadzwoniłam po Uriko, gdy zasnęła. Gdy przyjechała, to ruszyliśmy w drogę. Wszystko mamy dokładnie przemyślane. - mówiła. Tym czasem drugi żołnierz rozglądał się po okolicy przedzierając się przez chaszcze. Stwierdził, że nic nie ma więc postanowił wrócić do towarzysza. Gdy się odwrócił zobaczył za sobą wysokiego mężczyznę w skórzanej kurtce, ciemniejszej cerze i czarnych włosach. To był Negan.
 - Spieszysz się gdzieś? - zainteresował się unosząc brew do góry i przygotował się do ataku. Brązowowłosy zaśmiał się kpiąco i również przyjął pozycję bojową.
 - Nie, a ty? - zapytał.
 - Tak. Do spuszczenia tobie wpier*olu. - syknął przez zęby Negan. Mundurowy od razu ruszył w jego stronę przyjmując postać hieny. Spodziewał się tego. Blokując atak powalił go na ziemię. Przy okazji zerwał z jego szyi nieśmiertelnik. Na blaszkach wykute były jego dane.
 - Kira Drago... - przeczytał na głos - Zoanthrope walczący w imię ludzi, a to fascynujące... - odsunął się kawałek chowając to do kieszeni. Tym samym pozwolił wstać przeciwnikowi.
 - Urodziłem się człowiekiem... - mówił obserwując go - TYLON zmodyfikowało mnie tak, abym bez większego problemu mógł walczyć z takimi jak ty...
 - Jak na razie obrywasz, a nie zdążyłem się nawet przekształcić... - Negan wzruszył ramionami prowokując go.
 - Gardzę tobą... - warknął. Już dawno nie zdarzyło się, by jakiś Zoanthrope stanowił dla niego problem. Irytowało go to.
 - Ja tobą też, i co z tego? - zaśmiał się przewidując, że wróg znowu na niego zaszarżuje. Tym razem go tylko uniknął. I tak cały czas. Chciał go zmęczyć. W końcu stwierdził, że pora kończyć zabawę i przekształcił się w potężnego czarnego velociraptora. Boki jego łuskowatego ciała zdobiły blade fioletowe wzory. Kira na jego widok się przeraził. Nie spodziewał się spotkać czegoś takiego. Gad z całej siły kopnął go w brzuch, a hiena wróciła do swojej ludzkiej postaci. Nie mógł się ruszyć. Bolała go cała klatka piersiowa i miał problem z normalnym oddychaniem. Raptor złapał go zębami za nogę i zaczął ciągnąć po ziemi w stronę swoich ludzi. W końcu dotarł i rzucił Kirą w ich stronę, a Lucas i Levi od razu go związali i posadzili plecami do Wayna, który miał knebel w ustach. Cała czwórka ich otoczyła niczym wygłodniałe wilki, a Yugo się im tylko przyglądał. Pierwszy raz widział takie zachowanie Hope. Negan wrócił do swojej ludzkiej postaci i kucnął naprzeciw Kiry patrząc na Lucasa.
 - Tamten coś wyśpiewał? - zapytał.
 - Jedynie prośby o oszczędzenie życia... - prychnął rudzielec śmiejąc się.
 - Może jeszcze da się go jakoś złamać... Jak myślisz? - zwrócił się do Kiry, który był przerażony jak nigdy wcześniej w życiu, ale świetnie to ukrywał pod kamienną miną. Patrzył na Negana z taką nienawiścią, że gdyby tylko mógł to samym spojrzeniem by go zabił.
 - Raczej wątpię, że coś wie... - wtrącił Yugo - Widać to po nim. Nie ma się co znowu fatygować. - dodał, a Wayne zerknął na niego z wdzięcznością. Hope odepchnęła Negana na bok i sama usiadła po turecku na przeciw żołnierza.
 - Odpowiesz mi na kilka pytań, jasne? - uśmiechnęła się sarkastycznie. Odwzajemnił ten sam typ uśmiechu.
 - W detektywa się bawisz? Co ty myślisz, że jak spojrzysz na mnie tymi swoimi ślicznymi zielonymi oczkami, to zrobię co zechcesz? - chichrał niczym hiena perfidnie z niej kpiąc. Ta tylko się zamachnęła i strzeliła mu soczystego liścia w twarz.
 - Wkurzysz mnie, a przestanę być łagodna... - warknęła, a Lucas i Levi zaczęli buczeć jak banda małolatów - Co wiesz o projekcie TYLON?
 - Chodzi ci o jakiś konkretny? Bo mają ich sporo... - perfidnie przedłużał sprawę.
 - Co wiesz o broni biologicznej, która za jakiś czas ma się rozprzestrzenić w powietrzu na całym świecie i uśmiercić wszystkich zmiennokształtnych? - wyłożyła karty na stół.
 - Że co? Co wy tam ku*wa palicie? - jeszcze bardziej zaczął się śmiać - Nic o tym nie wiem... Nawet jeżeli to prawda, to nie mój problem. Mnie to nie zabije.
 - Mówisz? - wtrącił Negan - Zmodyfikowali cię, co sprawia że jesteś jednym z nas. Też zdechniesz. - sprostował, co zasiało w Kirze ziarno niepewności - Myślisz, że ich obchodzi kim jesteś i co dla nich robisz? Ludzie chcą się nas pozbyć... wszystkich.
 - Jeszcze jakieś pytania? - brązowowłosy chciał to już mieć za sobą.
 - Tak. - oznajmiła Hope. Wyciągnęła z kieszeni zdjęcie, na którym była ona i Kenji - Widziałeś może tego chłopaka?
 - Moja ostatnia zdobycz... - prychnął ironicznie.
 - Co z nim zrobiłeś?
 - Oddałem w ręce TYLON. - z trudem wzruszył ramionami.
 - Więc już wiemy co robić. - rzekł Negan, a wszyscy poszli za nim. Jedynie Levi zatrzymał się przy żołnierzach. Zdjął Waynowi knebel z ust.
 - Normalnie byśmy was zabili. Ale świadomość tego jak umieracie przez TYLON z brudnym sumieniem sprawi nam większą przyjemność. Adios! - pożegnał się, a kilka metrów dalej rzucił sztylet. Znalezienie go, by móc się uwolnić nie było już jego zmartwieniem. Gdy dołączył do reszty Yugo się nagle zatrzymał.
 - Dobra, Hope. Dowiedziałem się już dość sporo i prawdopodobnie to był motyw wymknięcia się Kenji. - zaczął - Ale chcesz mi powiedzieć, że jedynymi osobami które są w stanie pomóc to nerd, bandyta motocyklista i zniewieściały narcyz?
 - Zważaj na słowa... - pogroził Lucas.
 - Nie nie doceniaj ich. Mój brat, Levi, jest hakerem i będzie w stanie zapewnić nam spokojne wejście do laboratorium. Negan nie ma sobie równych w walce, a Lucas świetnie odwraca uwagę, osłania tyły i atakuje z dystansu. - przedstawiła każdego po kolei - Bez nich nie damy rady odbić Kenji. Yugo, ja chcę mu pomóc tak samo jak ty!
 - To trzeba było zadzwonić do Hiro, który powiadomił by całe World of Co-Existence, skoro wyrwaliście takie dane! - krzyknął, a Negan na samo wspomnienie o tym imieniu się dyskretnie skrzywił.
 - Wtedy by wybuchła panika i zapanował by chaos... - zaznaczył Levi - A nam zależy na tym, by ludzie się niczego nie spodziewali. Wtedy łatwiej będzie zniszczyć broń i odbić waszego ziomka. - dodał - I lepiej będzie jak gdzieś rozbijemy mały obóz. Już zaraz będzie ciemno.

 Wayne i Kira siedzieli w trawie związani. Oboje byli mocno zdruzgotani całą sytuacją. Zaczęli się też głębiej zastanawiać nad słowami swoich wrogów, chociaż powoli przestawali ich tak postrzegać. Nauki czerpane w wojsku wpajały im, że Zoanthrope to niebezpieczne istoty, które zawsze znajdą okazję żeby zabić. Więc jakim cudem żyli?
 - Myślisz, że mogą wiedzieć o czymś co przed nami ukrywa rząd? - zapytał blondyn. Jego głos był trochę niespokojny. Urodził się Zoanthropem, ale udawał człowieka dla własnego bezpieczeństwa. Jedyną osobą, która o tym wiedziała był Kira.
 - Pewności nie mam, ale wątpię że wyssali by to z palca. Tylko głupiec chciałby się włamać do TYLON bez konkretnego powodu. - odparł.
 - Sytuacja nie wygląda ciekawie... - westchnął Wayne.
 - Co powiesz na mały sabotaż? - zaproponował Kira.
 - Może pierw wypadało by się uwolnić?
 - Myślisz, że tego nie wiem? - zaczął się nerwowo wiercić próbując uwolnić ręce. Wtedy przypomniał sobie o nożu, którym Levi rzucił gdzieś dalej. Uważał, że chłopak nie bez powodu go wyrzucił. Chciał żeby się uwolnili - A to cwaniaczki... Wszystko dokładnie przemyśleli.
 - O czym ty gadasz?
 - Mam pomysł. - Kira przewrócił się na ziemię i zaczął się czołgać w kierunku upadku ostrza. Po dłuższej chwili udało mu się go znaleźć. Złapał zębami za rękojeść ostrza i podniósł się do pozycji siedzącej. Szybko przeciął liny na nadgarstkach. Ujął nóż w dłoń i to samo zrobił ze sznurem na kostkach. Wstał i podbiegł do przyjaciela żeby go uwolnić.
 - To co, idziemy za nimi? - Wayne już chciał ruszyć w drogę.
 - Nie. My się zajmiemy sprawą od wewnątrz, co tamtym ułatwi sprawę. - uśmiechnął się dziwnie.
 - Więc co planujesz?
 - Wrócimy do bazy. Poszperam trochę w papierach generała. Jeżeli nic nie znajdę, to będę musiał wykombinować pretekst, żeby wysłali mnie do TYLON razem z tobą i tam powęszymy. Jeżeli oni mieli rację, to będzie trzeba coś spaprać w laboratorium. Tylko nie wiem, czy uda nam się to zrobić dyskretnie. Jeżeli zrobi się gorąco, to będzie trzeba uciekać. Rozumiem wszystko, ale ludobójstwo to już przesada. Nie w tym celu zaciągnąłem się do wojska. - wytłumaczył.
 - To brzmi jak czyste wariactwo... Czasami się zastanawiam, czy rodzice nie zamykali cię w piwnicy podczas burzy z piorunami. - zaśmiał się - Ale wchodzę w to! - przybili sobie piątkę i ruszyli w kierunku swojej bazy wojskowej.

 Zapadł kompletny zmrok. Yugo udało się znaleźć bezpieczne miejsce, w którym rozbili obóz. Levi i Negan chodzili w okolicy i patrolowali, by ostrzec przed potencjalnym niebezpieczeństwem śpiącą resztę. Jedynie Hope nie mogła zasnąć. Nie czuła się pewnie w towarzystwie Lucasa, więc leżała blisko Yugo. Wierciła się w trawie z boku na bok. Po chwili zerwała się gwałtownie i wstała na proste nogi. Wyszła z osłaniających ich zarośli i zaszyła się za wielkimi skałami. Usiadła i oparła się o głaz głęboko wzdychając. Rozejrzała się po okolicy dla pewności, że nikt jej nie widział. Nie chciała przypadkiem wpaść na Negana. Po chwili wyciągnęła zdjęcie, które cały czas trzymała w kieszeni. Z jej oczu od razu zaczęły lać się łzy. Brakowało jej Kenji. Wiedziała, że jak go tylko znajdzie to uściska go z całej siły i palnie w głowę za to co zrobił.
 - Dlaczego to zrobiłeś, idioto? - wyszeptała.
 - Hope? - gdy usłyszała głos swojego brata od razu schowała zdjęcie do kieszeni. Levi od razu zauważył jej zapłakaną buzię. Uklęknął przy niej i złapał delikatnie za jej podbródek, przy czym kciukiem przetarł jedną łzę z policzka siostry.

  - Wszystko w porządku? - zapytał z delikatnym pocieszającym uśmiechem, ale ona nie odpowiadała - Brakuje ci go, prawda?
 - To wszystko moja wina! Gdybym go zatrzymała, to teraz wszystko wyglądało by inaczej! To przeze mnie może dziać mu się teraz krzywda! - wydusiła z siebie szlochając i rzuciła w ramiona brata. Levi objął ją jedną ręką, a drugą zaczął głaskać ją po głowie. Zawładnęły nim ogromne wyrzuty sumienia. Hope obwiniała się za jego winy. Chciał powiedzieć jej prawdę, ale nie potrafił.
 - Pomyśl o tym inaczej. Podjął się tego zadania, bo widocznie wasza przyjaźń wiele dla niego znaczy i chciał cię ochronić. Poświęcił dla ciebie wszystko. - starał się ją jakoś pocieszyć.
 - I co z tego? Już wolała bym zginąć od broni TYLON, ale z nim obok, niż iść w nieznane i znaleźć go martwego... - z tego wszystkiego zaczęła się aż trząść. Starszy brat jeszcze mocniej ją uścisnął.
 - Przysięgam ci, że wszystko będzie dobrze. On żyje i znajdziemy go, razem. - mruknął, a ona powoli zaczęła się uspokajać. Przez chwilę siedzieli tak wtuleni w siebie w zupełnym milczeniu.
 - Kocham cię, Levi... - przerwała ciszę uśmiechając się.
 - Ja ciebie też, siostrzyczko. - poczochrał ją po włosach. Tą chwilę przerwał im Negan patrząc na nich podejrzliwie.
 - Nie miałeś przypadkiem pilnować okolicy? - prychnął. Bał się, że Levi ponownie go zdradzi i będzie sabotować.
 - Zauważyłem przerażoną Hope, więc się tym zainteresowałem. Miała zły sen. To moja siostra, więc chyba normalne że do niej przyszedłem? - zielonooki podniósł się i stanął twarzą w twarz ze swoim szefem. Wyglądali jakby oboje mieli się sobie rzucić do gardeł.