czwartek, 24 września 2020

Yoru the Mole, czyli nowy OC

 Dziś w końcu udało mi się naszkicować Yoru, który co prawda nie pojawi się zbyt szybko, ale dla niektórych osób będzie po prostu złotem. Osoba, która jest wtajemniczona w ten projekt, to już mnie całuje mentalnie po stopach XD
Zatem przedstawiam Wam młodzieńca Yoru. Dwunastoletniego początkującego ninja, który pochodzi z PRZYSZŁOŚCI.
Tak, z przyszłości.
Jest bardzo blisko spokrewniony z Kenjim, a on sam go trenuje. 
Na razie nie mogę zbyt wiele powiedzieć, zdradzę jedynie że jest typowym radosnym, niezdarnym i krzykliwym dzieckiem. Nie brakuje mu również pewności siebie i łatwo pakuje się w tarapaty. 



No i to na tyle
Łapka🐾

Bloody Roar - Re:Birth - Epizod 2

  Levi stał oparty o ścianę w kwaterze głównej ZLF. Czekał na swojego szefa, który się spóźniał. Jego zajęciem była zabawa drewnianym jojo. Towarzystwa dotrzymywał mu wysoki zniewieściały rudzielec, który na nosie miał pilotki z czarnymi szkłami zakrywającymi jego oczy, mimo iż znajdował się w pomieszczeniu. Miał na sobie glany, skórzane spodnie i kamizelkę ramoneskę z białym futrem przy kołnierzu. Wyglądem mocno odstawał od Levia, który miał na sobie zwykłą szarą bluzę dresową, dżinsy i tenisówki. Siedział przy stole i objadał się czekoladowymi cukierkami. Nie odzywali się do siebie. Nagle drzwi do pomieszczenia się otworzyły ukazując sylwetkę ich bossa. Był to młody, wysoki facet, który zdecydowanie wyglądał na dużo silniejszego od swoich sługusów. Jego włosy były czarne, opadające na prawą stronę, zaś oba boki miał wygolone. Szczególnie charakterystyczne były jego szare oczy otoczone gęstymi rzęsami, a także ciemniejsza karnacja i uroda wskazująca na meksykańsko induskie pochodzenie. Ubrany był w ciemno brązowe oficerki, jasne dżinsy i skórzaną kurtkę. Jego wyraz twarzy był chłodny. W milczeniu usiadł przy stole, kładąc nogi na blat.
 - Wybaczcie mi to spóźnienie, ale cholerna organizacja mojego brata depcze nam po piętach. - zaczął bawiąc się sztyletem. Manipulował nim między palcami tak, jakby ostrze było częścią jego ciała - Więc, o czym chciałeś mi powiedzieć, Levi? - zerknął na niego, zachęcając do mówienia. 
 - Wiesz może, kim jest Bakuryu? - zapytał.
 - Ryuzo Kato? Tak, wiem. To trup. - odparł przyglądając mu się uważnie. 
 - Nie, mówię o jego uczniu, następcy. Wiem jak go wykorzystać. - poprawił go.
 - Żartujesz sobie? To bydlę nawet po praniu mózgu przypomniało sobie kim jest i poprzednie ZLF szlag trafił. - warknął.
 - Nie. Rozegrałem to inaczej. Włamałem się do projektów TYLON i wysłałem mu ich najnowsze dane. Poinformowałem też anonimowo wojsko o włamywaczu. Zgodnie z planem, Bakuryu już dzisiaj powinien tam wyruszyć i zostać złapany oraz przejęty przez ludzi. - rzekł z ogromną pewnością siebie.
 - A skąd wiesz, że on wyruszy? - przywódca zdawał się wątpić w przekonania Levia.
 - Będzie chciał chronić Hope. - powiedział krótko.
 - Hope?! - na brzmienie tego imienia, aż zagotowała się w nim krew, a rudzielec się wyprostował.
 - Spokojnie, ona nic nie pamięta. Nie stwarza zagrożenia. Nawet mnie nie rozpoznała. - wyjaśnił widząc nerwy swojego szefa.
 - Wracając... - starał się uspokoić, ale szelest papierków po cukierkach mu w tym nie pomagał. Rzucił ostrzem, które wbiło się w blat, tuż obok ręki fanatyka czekolady. Ten tylko przełknął ślinę i odłożył wszystko co trzymał w dłoniach - Co planujesz, Levi?
 - To oczywiste, że TYLON przeprowadzi na Bakuryu brutalne eksperymenty. Naszym zadaniem będzie ujawnienie tego co z nim zrobią i przemówić do rozsądku naszej rasie.
 - Mam tylko nadzieję, że twój błyskotliwy plan nie jest kolejnym sabotażem... - uśmiechnął się do niego szyderczo - Chyba nie zapomniałeś o tym, co wtedy z tobą zrobię? 
 - Pamiętam doskonale, Negan... - powiedział przez zęby. Rudowłosy z szoku zdjął okulary przeciwsłoneczne ukazując swoje duże brązowe oczy. Negan tylko spojrzał na Levia, przechylając głowę lekko na bok, po czym skierował wzrok na drugiego mężczyznę, który wyraźnie przygotowywał się do ataku.
 - Spokojnie, Lucas. - uniósł dłoń zwracając się do niego - On po prostu nadal ma żal o siostrę, prawda, Levi? - zapytał czarnowłosego wyraźnie dając mu szansę. 
 - Dokładnie... - gdyby mógł, zabił by Negana samym wzrokiem. Szarooki tylko się zaśmiał. Czuł jego strach - Lepiej miej na oku Hope i dopilnuj, by niczego nie spaprała. - dodał po czym wstał i wyszedł, a Lucas podążył za swoim przywódcą bez słowa. W Levim coś pękło. Chciał coś zrobić, ale nie wiedział jeszcze co.

 Kenji siedział na trawie, czuwając nad treningiem swojej uczennicy. Hope miała potencjał, ale przerażała go jej niezdarność. Niemal co chwilę musiała słuchać surowej uwagi. Mężczyzna widział, że ją to raniło, ale skoro chciała się dobrze nauczyć ninjutsu, musiał podejść do tego profesjonalnie. Kilka metrów dalej, przy ogrodzeniu ogrodu siedzieli Alice i Yugo. Zajmowali się grillem, by mięso dobrze się przypiekło. Zdawali się nie interesować zajęciami tej dwójki, ale tylko pozornie. Yugo szczególnie nie podobało się podejście brata do niej. Kątem oka obserwował ich. Nadszedł ten moment. Atak znienacka. Kenji rzucił się do ataku, na niczego nie świadomą Hope. Zanim zareagowała, ten zdążył powalić ją swoim ciałem na ziemię.
 - Za każdym razem to samo, nigdy nie jesteś gotowa... - mruknął patrząc na skrzywioną twarz dziewczyny.
 - Pewny jesteś? - uniosła jedną brew do góry. Ten poczuł nagły ścisk w talii, a Hope wyśliznęła się spod niego odrzucając go na bok. Gestem pokazała, że jest gotowa do walki jeden na jednego. Kenji podniósł się i ukłonił. Ona zrobiła to samo, obserwując dokładnie każdy jego najmniejszy ruch. Mężczyzna zaczął biec w jej stronę, by wykonać wykop z rozpędu. Dziewczyna także ruszyła w jego stronę. W ostatniej chwili zdążyła odbić się od podłoża. Złapała się jego łydki, jeszcze bardziej wybijając się do góry. Stanęła na czubku jego głowy, wykonując skok do przodu, a on sam wylądował ponownie na trawniku. Alice i Yugo byli w wyraźnym szoku. To nie była technika, której uczył jej Kenji. To było coś innego i zdecydowanie bardziej agresywnego. Według zamysłu Kenjego, powinna tego uniknąć, a nie kontratakować. Siedział zdziwiony wpatrując się w swoją uczennicę. Hope podeszła do niego i kucnęła.
 - Co to było? - zapytał.
 - Kenji... ja... ja przepraszam. Zrobiłam to źle... - chciała uprzedzić kolejną negatywną uwagę.
 - Co źle? - poczochrał ją po głowie - Zaskoczyłaś mnie, i to konkretnie! - pochwalił ją uśmiechając się.
 - Chodźcie już jeść! - Alice przerwała im wołaniem. Oboje podnieśli się i pobiegli do stolika, gdzie Yugo wykładał gotowe jedzenie. Przy okazji przybił piątkę Hope za to, że w końcu spuściła łomot jego bratu w spektakularnym stylu. Kenji wydawał się być jakiś nieobecny. Jadł i do nikogo się nie odzywał. Był pogrążony w myślach. Męczył go pewien dylemat. Z jednej strony chciał udać się do laboratorium TYLON i nie dopuścić do stworzenia broni biologicznej, ale z drugiej pragnął być wśród bliskich, by ich bronić. Bał się, że pod jego nieobecność mogło by się im coś stać, a tego nigdy by sobie nie wybaczył. Alice źle się poczuła, więc Yugo zabrał ją z ogrodu do domu. Martwił się, tym bardziej, że do porodu było coraz bliżej. Hope i Kenji zostali sami.
 - Coś cię gryzie. - stwierdziła, patrząc na niego podejrzliwie.
 - Wydaje ci się. - starał się rozwiać jej wątpliwości.
 - Chodzi o to, co powiedziałeś mi wczoraj rano? Że byłeś mordercą? - naciskała.
 - Tak, dokładnie o to. - wybrnął. Zdecydowanie bardziej wolał jej powiedzieć o swojej mrocznej przeszłości, niż o tajemniczej wiadomości.
 - Więc słucham. - zachęciła go.
 - Gdy Yugo mnie znalazł, nie pamiętałem nic. Razem z nim prowadziłem normalne życie. Któregoś dnia wpadłem w ręce ZLF. Wyprali mi mózg i przypomnieli o tym, kim byłem. Młodocianym mordercą, wyszkolonym przez Ryuzo Kato, który pracował dla dawnego TYLON. Zabijałem też później dla samego Zoanthrope Liberation Front. Na szczęście, Yugo mnie wtedy odnalazł i się opamiętałem. Chciałem wtedy umrzeć, ale brat mi na to nie pozwolił... Byłem złym człowiekiem. - z każdym wypowiedzianym słowem, było mu coraz ciężej. Nie lubił mówić o swojej przeszłości. Hope ujęła go za dłoń. 
 - Nie byłeś i nie jesteś złym człowiekiem. - pocieszyła go - Świat po prostu nie był dla ciebie zbyt łaskawy, ale los postanowił dać ci drugą szansę, a Yugo postawił w roli twojego strażnika. Kto wie, może ja też byłam wcześniej zła? - zażartowała.
 - Taka fajtłapa? Raczej wątpię! - zaśmiał się. Poczuł ogromną ulgę po tym wyznaniu. Jeszcze bardziej pocieszył go fakt, że przyjaciółka całkowicie go zrozumiała.
 - Fajtłapa? Dostałeś dziś łomot stulecia. - dała mu pstryczka w nos.
 - To racja... - westchnął - Mam coś dla ciebie. Dziś udowodniłaś, że na to zasługujesz. - wstał od stołu i pokazał jej wzrokiem, że ma iść za nim. W ciszy poszli do domu. Weszli po schodach na piętro do jego pokoju. Z szafy wyciągnął wieszak, na którym zawieszony był czarny strój wojownika. Powoli podał go zszokowanej dziewczynie.
 - Zostałam ninja?! - zrobiła wielkie oczy.
 - Początkującym... - zaznaczył - Czeka cię jeszcze sporo nauki, ale tak. Zostałaś ninja. - potwierdził - Pokazałaś, że masz ducha walki i nie poddałaś się od razu. - pochwalił ją ponownie, ale jego dziwne zachowanie nadal pozostawiało jej wiele do życzenia. Nagle jej umysł ogarnął kolejny prześwit z przeszłości. Leżała na jakimś dziwnym stole, a nad sobą widziała brata. Mówił coś do niej, ale nie rozumiała co. Mimo iż obraz był jak przez mgłę, mogła dostrzec, że Levi był zmartwiony i wystraszony. W pośpiechu coś jej tłumaczył i nie dawał dojść do słowa. To wyglądało, jakby chciał ją przed czymś uratować. Stała tak nie ruchomo, skupiając się na wizji.
 - Hope? - słyszała ciche wołanie - Hope! - ocknęła się nagle widząc przed sobą Kenji - Coś nie tak?
 - Levi... - wyszeptała.
 - Kto? - zdziwił się.
 - Levi, mój brat. Coś mi się przypomniało. Nie wiem co to była za sytuacja, ale przed czymś mnie chronił... - tłumacząc to, do jej głowy wracało coraz więcej informacji na jego temat - On coś wiedział, nie wiem co. Przypominam sobie, że był dobrym hakerem i potrafił zdobyć każde dane... - mówiła jak najęta.
 - Hakerem? Każde dane? - Kenji zaczął rozumieć. Wystarczyło mu niewiele. Domniemany brat Hope chciał ją chronić i potrafił się dostać wszędzie. Domyślił się, że tajemnicza wiadomość mogła pochodzić od Levia, a biorąc pod uwagę jego zdolności, informacje o projektach TYLON nie mogły być w takim przypadku fałszywe.
 - Nie ważne, to i tak tylko prześwity... - usiadła zrezygnowana na krześle przy biurku - Nigdy nie przypomnę sobie wszystkiego.
 - Ja uważam inaczej. - pocieszył ją. Dziewczyna poszła przebrać się w nowy strój, by kontynuować trening. Już raz udało się jej powalić nauczyciela, więc zaczęła wymagać od siebie więcej. Chciała być jeszcze lepsza, mimo że już była zmęczona. Jednak tego dnia czuła się wyjątkowo pewna. Nie chciała tego zmarnować.

 Dochodziła już późna noc. Wszyscy byli pogrążeni w głębokim śnie, z wyjątkiem jednej osoby. Po wielogodzinnych rozmyślaniach Kenji zdecydował ponownie wcielić się w Bakuryu. Jego celem było zniszczenie planów TYLON, nawet kosztem własnego życia. Na pierwszym miejscu stawiał bezpieczeństwo Yugo, Alice i Hope. Nie chciał, żeby coś im się stało, tym bardziej że ludzie sprawiali coraz większe zagrożenie. Po cichu przebrał się w swój strój ninja i wymknął przez okno. Bez szmeru wylądował na trawie i przeskoczył ogrodzenie posiadłości, by zaraz zniknąć w leśnych zaroślach. Pewnym krokiem szedł przed siebie, a drogę oświetlał mu jedynie księżyc w pełni. Towarzyszyła mu kompletna cisza. Maszerował tak przez dłuższy czas, pilnie czuwając i pilnując otoczenia. Nie chciał na nikogo trafić, a szczególnie za złych ludzi, których był by zmuszony uśmiercić. Samo pozbawienie kogoś życia nie było dla niego trudnym zadaniem, większy problem stanowiło życie z krwią swoich ofiar na rękach. Idąc polną drogą zatrzymał się nagle. Jego czuły słuch wychwycił odgłosy kogoś poruszającego się w wysokiej trawie.
 - Skradanie nigdy nie było twoją najmocniejszą stroną... - powiedział - Prawda, Hope? - obejrzał się za siebie, a z zarośli wyłoniła się ona we własnej osobie. Nie odpowiadając podeszła bliżej niego. Stali twarzą w twarz.
 - Odchodzisz gdzieś? - zapytała twardo i zmarszczyła brwi.
 - Muszę coś załatwić. - nie chciał jej mówić zbyt wiele - Wracaj do domu... - już chciał odejść, ale ta z całej siły złapała go za ramię.
 - Kenji... proszę, wróć ze mną... - spojrzała na niego błagalnie.
 - Pewna osoba potrzebuje mojej pomocy. To nic wielkiego. Wrócę niebawem. - mówił to z ogromnym przekonaniem, jednak w głębi nie wiedział czy w ogóle ponownie zobaczy swoją rodzinę.
 - Obiecujesz? - chciała się upewnić.
 - Tak... - przyłożył lewą dłoń do jej głowy - Skoro tu jesteś... Mogę ci o czymś powiedzieć, zanim odejdę? - spojrzał prosto w jej zielone oczy.
 - Nie. - odparła krótko - Powiesz mi jak wrócisz.
 - Jasne... - uśmiechnął się delikatnie. Obdarował ją ciepłym pocałunkiem tuż obok jej ust - Wrócę... - szepnął, gdy uświadomił sobie co właśnie zrobił i nagle zniknął, czemu towarzyszyła wielka chmura dymu. Po Kenjim nie było ani śladu. Hope stała tak w miejscu i przyłożyła opuszki palców do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą poczuła muśnięcie ust przyjaciela. Po raz pierwszy mu nie wierzyła. Ocknęła się nagle i czym prędzej ruszyła do domu w celu powiadomienia o wszystkim Yugo. 

 Chłopak wstał na baczność, gdy tylko usłyszał syreny. Oznaczało to początek nowego dnia i kolejnych, ciężkich treningów wojskowych. Jego włosy były ciemno brązowe, oczy błękitno zielone, a cera jasna i blada. Wyraz twarzy miał ironiczny i zimny. Może i tego nie okazywał, ale cieszył się z tego dnia. Czekała go kolejna wyprawa na ziemię wroga. Pułkownik dostał ostrzeżenie o zmiennokształtnym włamywaczu, a schwytanie go przydzielił młodzieńcowi. Jego wiek może był mylący, ale był jednym z najlepszych żołnierzy. Wszystko zasługiwał swojej determinacji. Tak nienawidził zoanthropów, że pozwolił się oddać TYLON do modyfikacji na ich podobieństwo i zwiększyć swoją siłę, co sprawiło że miał bardzo wysokie noty. Zerknął na swoich towarzyszy broni, którzy ledwo podnosili się z łóżek, w momencie gdy on już zdążył założyć pełne umundurowanie. Wtedy do pomieszczenia wszedł pułkownik.
 - Drago. - zwrócił się do chłopaka - Twój wymarsz odbędzie się za dziesięć minut w ustalonym miejscu. Tam czeka na ciebie broń. Masz złapać tego zoanthropa. 
 - Tak jest! - zasalutował, po czym opuścił pokój i pobiegł do punktu docelowego. Tam otrzymał niezbędny ekwipunek i ruszył ile sił. Nie musiał długo szukać. Poszukiwany był bardzo blisko granicy. Żołnierz stanął mu na drodze. Kenji również się zatrzymał. Patrzyli tak na siebie przez dłuższą chwilę. 
 - Zejdź mi z drogi... - prychnął ninja, na co brązowowłosy się tylko zaśmiał.
 - Jeżeli chcesz żyć, to lepiej stąd odejdź! - ostrzegł go.
 - Nie! - stanowczo odmówił.
 - Liczyłem, że to powiesz! - mundurowy wyszczerzył się w rekinim uśmiechu i przyjął formę antropomorficznej hieny rzucając się do ataku. Kenji nie miał zamiaru się poddać i także przekształcił się w swoją bestię. Jednak szybko został obezwładniony silnym uderzeniem przeciwnika. Jego ciało ogarnął ogromny ból i wrócił do swojej ludzkiej postaci. Chłopak hiena usiadł na nim odpalając papierosa.
 - Zdziwiony? - zapytał uwalniając chmurę dymu z ust - Zostałem wyszkolony tak, by każdego z was unieszkodliwić. 
 - Dlaczego to robisz? Przecież jesteś taki jak ja... - Kenji nie mógł się ruszyć.
 - Nie jestem taki jak ty! - warknął przez zęby.

______________________
I oto kolejny rozdział!
Z tego już jestem zadowolona. Dużo bardziej niż z pierwszego.
Łapka
🐾

środa, 23 września 2020

Chcę być tylko twoim przyjacielem

 Post taki w sumie o niczym. Chciałam tylko zaprezentować swój rysunek, który zrobiłam na szybko dla swojej IBF Gabi ❤


To jest Hope i Kenji z mojego fanfiction Bloody Roar... tyle że pod postacią zwierzątek, które są odpowiednikami ich bestii.
No i to na tyle XD
Łapka 🐾❤

wtorek, 22 września 2020

Bloody Roar - Re:Birth - Epizod 1

 - Hej, wszystko w porządku? - usłyszała delikatny męski głos przepełniony troską. Gdy otworzyła oczy, została oślepiona przez światło lampki. Czuła się, jakby cały świat wirował. Po kilku długich sekundach wszystko zaczęło wracać do normy. Leżała na kanapie, okryta ciepłym kocem. Tuż obok niej ktoś siedział na krześle i przyglądał się ze zmartwieniem. Był to młody mężczyzna odziany w biały garnitur o rozczochranych brązowych włosach i skośnych oczach. 
 - Gdzie ja jestem? Co się stało? - wydusiła z siebie w końcu jakieś słowa. 
 - Nic ci nie grozi. - uspokajał ją - Znalazłem cię nieprzytomną w pobliskim lesie. Pomogę ci. - uśmiechnął się delikatnie - Nazywasz się jakoś?
 - Ja... ja... - urwała gdy uświadomiła sobie, że nie znała nawet swojego imienia. W głowie miała kompletną pustkę. Nie wiedziała kim jest, skąd i po co. Jak ktoś wyrwany z kilku letniego snu - Nie wiem... - mruknęła przerażona. 
 - Nie bój się. Możliwe, że to chwilowe. - pocieszył ją - Też kiedyś obudziłem się, nie wiedząc kim jestem. Bez przeszłości. Bez imienia. Znalazł mnie wtedy pewien chłopak, który zabrał do domu. Nazwał mnie Kenji i wychowywał jako brata. - opowiedział.
 - A przypomniałeś sobie dawne życie? - zaciekawiła się.
 - Tak. - przytaknął - Ale okazało się, że nie chciałem tego pamiętać. - westchnął ciszej. 
 - Dziwne tak nic nie pamiętać... - zamyśliła się.
 - Ale teraz tworzysz nowe wspomnienia, stare z czasem mogą wrócić. Może zacznijmy od nadania ci imienia? - zaproponował, a ta kiwnęła głową na zgodę - Znalazłem cię pod postacią bestii. Myślę, że powinnaś się nazywać Kitsune. To z japońskiego oznacza lisa.
 - Pod postacią bestii? - jej oczy doznały sporego wytrzeszczu. Kompletnie nie wiedziała o czym chłopak do niej mówił.
 - Nie wiesz kim jesteś? Nie szkodzi. Ja i mój brat Yugo zaopiekujemy się tobą i nadrobimy zaległości. - sięgnął po kubek ciepłej herbaty, który leżał na stole i podał czarnowłosej dziewczynie - Teraz powinnaś odpocząć i nie denerwować się tą sytuacją. - dodał gdy nagle całe otoczenie rozsypało się niczym szkło, a ona sama stała w kompletnej ciemności i pustce. Słyszała masę przytłumionych głosów. Ktoś do niej mówił. W oddali zobaczyła mały, jednorodzinny dom oświetlony bladą smugą światła. Zaczęła biec w jego stronę. Im bliżej była, tym więcej widziała. Na werandzie stało dwóch mężczyzn. Jeden starszy, drugi młodszy o podobnych do niej rysach twarzy. Swoją uwagę skupiła na tabliczce z adresem. Nagle poczuła jak podłoże zapadło się pod jej nogami i zaczęła spadać w otchłań.
 - Tato! - krzyknęła, budząc się ze snu. Nerwowo dysząc zobaczyła, że leży w łóżku. Wtedy do jej pokoju wszedł ten młody mężczyzna, który w śnie nosił biały garnitur.
 - Kitsune, wszystko gra? - zmartwił się.
 - Ja widziałam swojego ojca... wiem jak wygląda, gdzie mieszka... - wydusiła z siebie - Jestem pewna, że to był on! - dodała, a Kenji usiadł na brzegu jej łóżka.
 - Jeżeli chcesz, możemy tam pojechać nawet dzisiaj. - zaproponował.
 - A co jeżeli mój umysł płata mi figle? - czuła wielką niepewność.
 - A co jeżeli nie? Masz szansę na odzyskanie swojego życia! Rodzina na pewno się o ciebie martwi i ciągle cię szuka! - chciał przemówić jej do rozsądku. 
 - Życie z tobą, Yugo i Alice też mi odpowiada. Też jesteście moją rodziną... - sama nie wiedziała już czego chciała. Przez tych parę tygodni zdążyła ich wszystkich obdarzyć ogromną sympatią.
 - Jesteś niemożliwa... - zaśmiał się - Rozumiem, że się do nas przywiązałaś, bo nie miałaś nikogo innego. Ale nie zapominaj, że ktoś na ciebie pewnie czeka, lub myśli, że nie żyjesz. - tłumaczył.
 - To dlaczego ty nie kontynuujesz swojego dawnego życia? Nawet nic mi nigdy nie powiedziałeś na ten temat, po za tym, że pamiętasz. - zmarszczyła brwi, a chłopak się trochę zirytował.
 - A niby co ja mam ci powiedzieć? - zdziwił się.
 - Prawdę. - naciskała patrząc mu głęboko w oczy - Nie ma znaczenia co to było, nie ważne jaki byłeś. Jesteś moim przyjacielem i to się nie zmieni. Po prostu chcę wiedzieć. - powiedziała przyglądając się zmieszanemu Kenjemu.
 - Byłem mordercą, to chciałaś wiedzieć? - odparł szybko, a ją zamurowało - Twoje milczenie wystarczy. - rzucił wychodząc z pokoju. Kitsune kompletnie nie wiedziała co myśleć. Kenji mordercą? Ten nieśmiały i wrażliwy młody mężczyzna był w stanie zabić kogokolwiek? Nie mogła w to uwierzyć, ale z drugiej strony, wiedziała że nie okłamał by jej. Z wielką niechęcią postanowiła się podnieść z łóżka i przygotować do podróży. W tym samym czasie, Kenji oznajmił starszemu bratu, że ich podopieczna przypomniała sobie ojca i miejsce, w którym mieszkała. W głębi duszy nie chciał, żeby odchodziła, ale wiedział że powinna wrócić do swojej rodziny. W przeciwieństwie do niego, miała gdzie wracać. 

*Jakiś czas później*
 Yugo zatrzymał samochód przy adresie podanym przez dziewczynę. Kitsune spojrzała przez okno na dom, który widziała we śnie. Patrząc na te otoczenie poczuła się mocno zmieszana i trochę przerażona. Kenji i Alice milczeli.
 - Gotowa? - zapytał Yugo wyłączając silnik pojazdu.
 - Wyjścia nie mam... - westchnęła, po czym cała czwórka wysiadła z auta. Czarnowłosa szła pierwsza, chociaż jej kroki nie były pewne. Miała wrażenie, jakby jej nogi były z waty. W końcu doszła do drzwi. Spojrzała za siebie na trójkę przyjaciół, po czym drżącą ręką wcisnęła guzik dzwonka. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, gdy słyszała coraz wyraźniejsze kroki. Po chwili drzwi otworzyły się, a w progu ujrzała posiwiałego mężczyznę ze swojego snu. Ten na jej widok zaniósł się płaczem.
 - Hope! - wykrzyczał jej prawdziwe imię i uścisnął z całej siły - Już się bałem, że przepadłaś z rąk ZLF lub TYLON! Tyle czasu cię szukałem! - szlochał, gdy ujrzał za nią trzy osoby. Po chwili wypuścił zdezorientowaną córkę z objęć - Może porozmawiamy w środku? Chcę wiedzieć co się stało! - zaprosił całą gromadę do domu. Rozsiedli się w wielkim salonie przy stole. W tle leciała muzyka klasyczna, a ściany były ozdobione wieloma rodzinnymi zdjęciami. Podczas gdy mężczyzna rozmawiał z trójką nieznajomych, Hope przyglądała się im uważnie nie słuchając ich rozmowy.
 - Więc, jak moja córka się znalazła u was? - zaczął przyglądając się im uważnie.
 - Mój brat, Kenji, znalazł ją nieprzytomną w lesie. Zabrał do naszego domu. Hope nic nie pamiętała, więc zaopiekowaliśmy się nią i nazwaliśmy Kitsune. Zapewniamy, że dobrze się nią zajęliśmy i była bezpieczna. Dziś przypomniała sobie o panu i stąd nasza wizyta. - wyjaśnił Yugo. Był w tym nieco chaotyczny, bo tłumaczenie nigdy nie szło mu zbyt dobrze.
 - Jestem wam bardzo wdzięczny, że zajęliście się nią... - uśmiechnął się mężczyzna - I bardzo was przepraszam, znam swoją córkę i zdaję sobie sprawę, że pewnie sprawiała wiele kłopotów...
 - Kłopotów? - wtrąciła Alice, masując swój nabrzmiały przez ciążę brzuch - Ta dziewczyna, to prawdziwy anioł. Chce pan powiedzieć, że Hope wcześniej była inna?
 - To już nie ma znaczenia. Najważniejsze, że jest cała i zdrowa, a u was mam ogromny dług wdzięczności. Już zdążyłem się pogodzić z jej śmiercią, a dziś okazało się że ona żyje. - spojrzał na Hope, która cały czas oglądała rodzinne fotografie. Wyglądała jakby chciała sobie przypomnieć wszystkie sytuacje uwiecznione na ilustracjach. Po chwili swój wzrok skierował na młodszego chłopaka, który cały czas milczał.
 - Kenji poświęcił jej szczególnie dużo uwagi. Sam kiedyś nie wiedział kim jest i doskonale ją rozumiał. - dodał Yugo - Niestety, już czas na nas, a pan powinien porozmawiać z Hope, sam na sam. - oznajmił. Mężczyzna podziękował im raz jeszcze, po czym opuścili jego posiadłość. Alice i Yugo zdążyli wsiąść do auta. Kenji chciał zrobić to samo, gdy usłyszał za sobą wołanie. Odwrócił się i podszedł do dziewczyny stojącej na werandzie. Nie odzywał się.
 - Chcę żebyś wiedział, że jestem wdzięczna za to, co ty, Yugo i Alice dla mnie zrobiliście. To bardzo wiele znaczy. - uśmiechnęła się.
 - Obiecasz mi coś? - poprosił.
 - Co takiego? - zainteresowała się.
 - Nie zapomnij o mnie, dobra? - starał się zachować powagę. 
 - Żartujesz sobie? - przytuliła go z całej siły - Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz! - zachichotała, a on odwzajemnił uścisk - Czeka nas jeszcze wiele lekcji z ninjutsu. - dodała, a ten się zaśmiał. 
 - To... do zobaczenia? - chciał się upewnić puszczając ją.
 - Tak... - przytaknęła i dała mu odejść. Stała tak przed domem, aż jej przyjaciele odjechali. Już za nimi tęskniła. Jednocześnie gryzło ją to, o czym wcześniej powiedział jej Kenji. Że był mordercą. Nic z tego nie rozumiała. Po chwili usłyszała wołanie swojego ojca.
 Młody mężczyzna wpatrywał się w wędrujące otoczenie za oknami samochodu. Wydawał się być nieobecny. Yugo zauważył to patrząc w górne lusterko. 
 - Ty nam chyba zachorowałeś... - zaczął z głupawym uśmiechem.
 - Niby na co? - zdziwił się brązowowłosy.
 - Ja już dobrze wiem, na co. Wczoraj się nie urodziłem. - odparł, a Alice zaśmiała się cicho. Wiedziała, co jej mąż miał na myśli. 
 - Będzie mi jej u nas brakować, ale to nie to, o czym mówisz. - stwierdził, ale po rozbawieniu brata widział, że on nie wziął jego słów pod uwagę. Całą drogę do domu milczał. Po powrocie także. Czuł się jakby stracił część siebie, chyba jak każdy kto został odizolowany od przyjaciela, z którym spędzał całe dnie. 

 Dochodził wieczór, a za oknami się ściemniało. Gdy po długiej rozmowie ojciec Hope zasnął, odważyła się wejść do swojego pokoju. Tam doznała głębokiego szoku. Ściany były ciemne i obwieszone plakatami kapel rockowych i metalowych. Biurko było całe zasypane bransoletkami z ćwiekami, a na łóżku leżały dwie gitary. Sama zaczęła się zastanawiać, kim była. Czuła się jak w obcym dla niej miejscu. Stała tak nieruchomo w progu.
 - Hope? - usłyszała swoje imię, a głos wydawał się być znajomy. Odwróciła się i ujrzała wysokiego chłopaka. Podobnie jak ona, miał czarne włosy i podobne rysy. Kiedy ujrzał jej twarz, pobladł jakby zobaczył ducha. Ona milczała nie wiedząc co powiedzieć - Nie pamiętasz mnie? - zapytał, a ta powoli pokręciła przecząco głową - To ja, Levi. Twój brat...
 - Mój brat? - jej oczy się zaszkliły - A gdzie mama? Ojciec do tej pory nic mi o niej nie powiedział... - westchnęła, a chłopak się zmieszał - Ona nie żyje, prawda?
 - Zabili ją ludzie. - rzekł - Tylko dlatego, że nienawidzą nas, zoanthropów. - dodał, ale ona nic nie odpowiedziała. Zdążyła się nauczyć o warunkach jakie panowały na świecie. Ich rasa przymusowo została odizolowana od ludzi i zamknięta na nie wielkim terenie Ameryki. Jedynie garstka zoanthropów miała dostęp do ludzi. Levi tylko stał i ją obserwował. Hope zrzuciła gitary z łóżka, po czym na nim usiadła chowając twarz w dłoniach. Trochę inaczej wyobrażała sobie to wszystko i żałowała, że przypomniała sobie swój dom. Z kieszeni bluzy wyciągnęła zdjęcie, na którym widniały wizerunki jej i Kenji. Rozpłakała się od razu, gdy tylko na nie spojrzała. Starszy brat usiadł obok niej i objął delikatnie. 
 - Kto to jest? - zapytał zerkając na zdjęcie. Skądś kojarzył twarz młodego mężczyzny.
 - Mój przyjaciel, Kenji. To on mnie znalazł i zaopiekował się mną razem ze swoim bratem i jego żoną. - odpowiedziała.
 - I już się nie zobaczycie? - był dociekliwy. Hope nie wiedziała, a raczej nie pamiętała, kim na prawdę był Levi.
 - Jutro do niego jadę... 
 - To dlaczego płaczesz? - zdziwił się.
 - Bo cała ta sytuacja mnie przerasta. Nadal nie wiem kim jestem, nie wiem jaki mam cel w życiu. Czuję się okropnie źle, gdy ich nie ma obok. - wyszlochała.
 - Nie liczy się to co było. Jest tu i teraz, więc na tym powinnaś się skupić. Wszystko się ułoży... - ucałował ją w czoło - Musisz się przespać z tym wszystkim. Dobrej nocy... - pożegnał się i opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Idąc do swojego pokoju uśmiechnął się pod nosem. Od razu dorwał się do laptopa, by dostać się do starych danych ZLF z czasów, gdy grupą dowodził niejaki ShenLong. On sam do nich należał i był wiernym sługusem nowego przywódcy. Tam znalazł kartotekę młodzieńca łudząco podobnego do przyjaciela siostry. To był on.
 - Więc Kenji, to zabójca. Bakuryu... - szepnął sam do siebie - Broń dawnego TYLON, wyszkolony przez samego mistrza starożytnej sztuki walki ninjutsu, Kato Ryuzo. Również były wojownik pracujący dla ZLF... - zaśmiał się, stukając w klawiaturę jak opętany, chcąc dostać się do danych TYLON. Nie bez powodu był szanowany w organizacji, do której przynależał. Wszystko zawdzięczał swoim hakerskim zdolnościom. Po dłuższej mordędze z łamaniem zabezpieczeń znalazł to, czego szukał. Jednocześnie się przeraził. TYLON oraz ludzkie wojsko, pracowali nad bronią biologiczną, która miała zlikwidować zmiennokształtnych raz na zawsze - Cóż... Wygląda na to, że Bakuryu znów przyda się jako marionetka ZLF... - mruknął, po czym zaczął kopiować dane. W głowie Levia narodził się plan. Dołączył do tej organizacji, przez nienawiść do rasy ludzkiej, która odebrała życie jego matce. Jednocześnie nie chciał krzywdzić swoich pobratymców, jak to miało w zwyczaju ZLF, które przekonywało zmiennokształtnych do swoich poglądów na każdy możliwy sposób. Zamierzał posłużyć się Kenji bezinwazyjnie, bez ingerencji w jego umysł. Chciał pokazać ludziom, gdzie jest ich miejsce. Według jego koncepcji, młody ninja powinien wyruszyć w celu pokrzyżowania zamiarów naukowców. Bez problemu znalazł namiary na chłopaka i wysłał mu anonimową wiadomość z planami TYLON. Żałował jedynie, że nie wpadł na ten pomysł wcześniej. Przy okazji wysłał alarm do ludzkiego wojska o zmiennokształtnym z zamiarem zniweczenia ich planów. Zgodnie z jego zamysłem, Kenji powinien zostać złapany i przejęty przez tą przeklętą korporację naukową. Szybko sięgnął do kieszeni spodni po telefon, by zadzwonić do swojego szefa. Wybrał numer, po czym przyłożył słuchawkę do ucha.
 - Mam nadzieję, że to coś ważnego, bo jestem trochę zajęty... - oschły głos przerwał sygnał.
 - Udało mi się znaleźć kogoś, kto pomoże nam nastawić całą rasę przeciw ludziom. - oznajmił.
 - Chcę cię widzieć z samego rana w naszej kwaterze. Lepiej, żebyś nie zawiódł mnie ponownie. - osoba po drugiej stronie rozłączyła się. 

 Hope siedziała w kuchni przy stole i zajadała się śniadaniem przyrządzonym przez ojca w milczeniu. On widział, że coś ją trapi. Unikała rozmowy. O nic nie pytała. Zdawała się być nieobecna. Chciała jak najszybciej znaleźć się u swoich przyjaciół. 
 - Widzę, że się spieszysz. Podaj mi namiary, a cię zawiozę... - chciał zacząć jakąkolwiek rozmowę.
 - Nawet w tej chwili? - zapytała.
 - Jeżeli tego chcesz... - wstał od stołu dając jej do zrozumienia, że wychodzą. Ta nic nie mówiąc poszła za nim do samochodu. Bez zastanowienia powiedziała gdzie chce jechać, po czym ruszyli. Całą drogę między nimi panowała niezręczna cisza. Trasa się dłużyła, a każda minuta zdawała się trwać parę godzin. W końcu się zatrzymali.
 - Hope... - zaczął mężczyzna, widząc jak dziewczyna łapie za klamkę, żeby wysiąść - Jesteś moją córką i jedyne czego pragnę, to twojego szczęścia. Jesteś teraz zupełnie inną osobą, ja jestem dla ciebie obcy i widzę, że źle się czujesz w naszym domu. Nic nie wskazuje na zmianę tej sytuacji. Jeżeli uważasz, że twoje miejsce jest wśród nich, to tam zostań. Jesteś dorosła i nie mam wpływu na twoją decyzję. Po prostu chcę, byś była szczęśliwa. - rzekł.
 - Tato... ja... - wyjąkała.
 - Mam po ciebie przyjechać wieczorem, czy nie? - zapytał stanowczo dając jej dwie opcje do wyboru.
 - Nie wracaj po mnie... - mówiąc to, prawie się rozpłakała i wysiadła z samochodu. Patrzyła tylko jak jej rodzic odjeżdża. Zaznała ogromnej ulgi. W niewyjaśniony sposób czuła się zagrożona w tamtym domu. To uczucie nigdy nie towarzyszyło jej w otoczeniu Yugo, Kenji i Alice. Ożywiona podbiegła do drzwi ich domu i zapukała. Otworzyła jej Alice trzymająca kawałek ciasta w dłoni. Na widok dziewczyny opuściła smakołyk na podłogę. Nie spodziewała się jej tak szybko. 
 - Wróciłam... - Hope uśmiechnęła się niepewnie.
 - Co się stało? - zmartwiła się wpuszczając ją do domu.
 - Sama chciałam. Źle się tam czułam i nie chcę tam wracać. Czuję, że moje miejsce jest tutaj... - mimo wszytko bała się odmowy.
 - My również mieliśmy ciężką noc i jesteśmy tego samego zdania, co ty. - uśmiechnęła się - Co prawda, Kenji i Yugo nie ma, wyszli biegać, ale nie długo powinni wrócić. - oznajmiła. Czarnowłosa zdjęła trampki i poszła z Alice przygotować herbatę. Gdy woda się gotowała, posprzątały rozwalone ciasto przy wejściu do domu. Z gotowymi napojami udały się do salonu. Rozsiadły się wygodnie na kanapie i włączyły TV dla zabicia czasu. Przy okazji objadały się słonymi chipsami. Hope znów czuła się normalnie. Jednak myśli o bracie wprawiały ją w lekki niepokój. Jednocześnie był jej podświadomie bliski, ale budził w niej lęk. Nie konkretnie jego osoba, ale coś co mogło być z nim związane. Nie wiedziała jednak co. Nawiedzały ją jakieś prześwity z przeszłości, ale nie mogła ich skleić w całość. W jej umyśle największą dziurę wierciła wizja bladych szaro fioletowych oczu. Na samą myśl o nich napawała się strachem i nie pamiętała, kto mógł być ich właścicielem. Na pewno nikt dobry. Po dłuższym czasie, dziewczyny usłyszały trzaśnięcie drzwiami, co oznaczało powrót dwóch braci. Towarzyszyły temu śmiechy i przekomarzanie się, który był szybszy. Słysząc włączony telewizor w salonie od razu się tam udali, by przywitać Alice. Nie spodziewali się tam jednak Hope. Na jej widok oboje się zdziwili.
 - Wróciła do nas. - zaczęła Alice.
 - Ale mamy nadzieję, że już nigdzie się nie wybiera? - Yugo chciał się upewnić, chociaż znał odpowiedź.
 - Wy jesteście moją rodziną... - podsumowała czarnowłosa. Kenji się nie odzywał, ale w duchu cieszył się z takiego obrotu spraw. Chciał mieć ją blisko siebie, szczególnie po anonimowej wiadomości ujawniającej plany TYLON. Nikomu o tym nie powiedział. Za wszelką cenę chciał chronić swoich bliskich.

____________________________________

Rozdział nie wyszedł najlepiej, ale z natury mam jakiś problem z pisaniem wstępów do opowieści. Niby przedstawiłam to co chciałam przedstawić, ale jakoś mnie to nie zadowala. Albo po prostu jestem upośledzona, niczym bohaterka mojego pierwszego opowiadania XD
A teraz standardowy rytuał w moich opowieściach, czyli pytanka. A w zasadzie jedno...
Co będzie dalej?
Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle i rozdział jest w miarę zadowalający. Z czasem na pewno zostanie poprawiony i 'upiększony'

[EDIT]: Rozdział został poprawiony!

Łapka 🐾

sobota, 19 września 2020

Szkic i jakieś wspominki

 Wczoraj się wzięłam trochę za siebie. Dawno nie rysowałam i w sumie zapomniałam jak to się robi. Ale co to za pisanie fanfika bez robienia do niego ilustracji? Tak więc naszkicowałam Kenji (Bakuryu) z Bloody Roar, oraz moją OC Hope, która też jest Zoanthropem i przybiera postać liska fenka. 

I nie, szkic nie przedstawia shipu. Kenji i Hope będą po prostu bardzo bliskimi przyjaciółmi i na ten moment nie planuję robić jakiś głębszych zbliżeń między tą dwójką. Ich relację można określić mianem papużek nierozłączek i bratnich duszyczek. Spędzają ze sobą tak dużo czasu, jak to tylko jest możliwe, a większość rzeczy robią razem. Wiele osób uważa, że są parą, ale nią NIE są.
Muszę przyznać, że dawno też nie rysowałam postaci z Bloody Roar. Ostatnio udało mi się naszkicować jedynie Kenji.
Ale bardzo intensywnie rysowałam te postacie w czasach gimnazjum i podstawówki. W sumie swoją pierwszą styczność z tą grą miałam gdy skończyłam 6 lat. Wtedy w moim domu panował jeszcze szał na szaraka (PS1) i rodzice co chwila kupowali jakieś gry. I pamiętam ten dzień jak razem pojechali do Niemiec (wtedy ja i młodszy brat musieliśmy zostać u dziadków) i obiecali, że jak będziemy grzeczni to nam kupią Tekkena, o którego ciągle prosiliśmy. No i wrócili po kilku dniach, ale nie z Tekkenem, tylko Bloody Roar 2. Na początku nastawienie było sceptyczne, ale jak zobaczyłam te postacie i ich umiejętność przemiany w zwierzę, to się ku*wa zakochałam. To była gamerska miłość od pierwszego wejrzenia. A że w dzieciństwie uwielbiałam koty, to ciągle chciałam grać tylko Uriko, która właśnie się przekształcała w takiego pół kota. Za to brat szalał za panem wilkiem - Yugo. I pamiętam, że to był czas bliski Bożego Narodzenia, ciągle rysowałam te postacie i raz coś mi strzeliło do łba, że nabazgrałam na kartce wszystkie te postacie jak ubierają choinkę i powiesiłam na ścianie nad łóżkiem. Do dziś mam te stare rysunki, chociaż nie jestem pewna czy ten konkretny się zachował, bo sporo starych prac i tak mi poginęło. 
Potem był większy szał, bo PS2 i kolejny nowy Bloody Roar. I o ile brat już nie miał takiej podjarki, to ja musiałam tą grę mieć. No i dostałam. I w BR3 Uriko poszła w odstawkę, a moją sympatię zyskał właśnie Bakuryu. Byłam po prostu zakochana w tej postaci... no ale nie oszukujmy się, chyba każdy w dzieciństwie zakochiwał się w jakiejś postaci z bajki, filmu czy gry XD w sumie do dzisiaj zdarza mi się mówić for fun o nim "mój mąż". I o ile dobrze pamiętam, chyba bardzo namiętnie shipowałam go z Uriko przez bardzo długi czas. Kij tam, że te postacie w ch*j do siebie nie pasują XDD
Jak uda znaleźć mi się te stare rysunki z Bloody Roar, to je tutaj wrzucę.
Łapka 🐾