czwartek, 24 września 2020

Bloody Roar - Re:Birth - Epizod 2

  Levi stał oparty o ścianę w kwaterze głównej ZLF. Czekał na swojego szefa, który się spóźniał. Jego zajęciem była zabawa drewnianym jojo. Towarzystwa dotrzymywał mu wysoki zniewieściały rudzielec, który na nosie miał pilotki z czarnymi szkłami zakrywającymi jego oczy, mimo iż znajdował się w pomieszczeniu. Miał na sobie glany, skórzane spodnie i kamizelkę ramoneskę z białym futrem przy kołnierzu. Wyglądem mocno odstawał od Levia, który miał na sobie zwykłą szarą bluzę dresową, dżinsy i tenisówki. Siedział przy stole i objadał się czekoladowymi cukierkami. Nie odzywali się do siebie. Nagle drzwi do pomieszczenia się otworzyły ukazując sylwetkę ich bossa. Był to młody, wysoki facet, który zdecydowanie wyglądał na dużo silniejszego od swoich sługusów. Jego włosy były czarne, opadające na prawą stronę, zaś oba boki miał wygolone. Szczególnie charakterystyczne były jego szare oczy otoczone gęstymi rzęsami, a także ciemniejsza karnacja i uroda wskazująca na meksykańsko induskie pochodzenie. Ubrany był w ciemno brązowe oficerki, jasne dżinsy i skórzaną kurtkę. Jego wyraz twarzy był chłodny. W milczeniu usiadł przy stole, kładąc nogi na blat.
 - Wybaczcie mi to spóźnienie, ale cholerna organizacja mojego brata depcze nam po piętach. - zaczął bawiąc się sztyletem. Manipulował nim między palcami tak, jakby ostrze było częścią jego ciała - Więc, o czym chciałeś mi powiedzieć, Levi? - zerknął na niego, zachęcając do mówienia. 
 - Wiesz może, kim jest Bakuryu? - zapytał.
 - Ryuzo Kato? Tak, wiem. To trup. - odparł przyglądając mu się uważnie. 
 - Nie, mówię o jego uczniu, następcy. Wiem jak go wykorzystać. - poprawił go.
 - Żartujesz sobie? To bydlę nawet po praniu mózgu przypomniało sobie kim jest i poprzednie ZLF szlag trafił. - warknął.
 - Nie. Rozegrałem to inaczej. Włamałem się do projektów TYLON i wysłałem mu ich najnowsze dane. Poinformowałem też anonimowo wojsko o włamywaczu. Zgodnie z planem, Bakuryu już dzisiaj powinien tam wyruszyć i zostać złapany oraz przejęty przez ludzi. - rzekł z ogromną pewnością siebie.
 - A skąd wiesz, że on wyruszy? - przywódca zdawał się wątpić w przekonania Levia.
 - Będzie chciał chronić Hope. - powiedział krótko.
 - Hope?! - na brzmienie tego imienia, aż zagotowała się w nim krew, a rudzielec się wyprostował.
 - Spokojnie, ona nic nie pamięta. Nie stwarza zagrożenia. Nawet mnie nie rozpoznała. - wyjaśnił widząc nerwy swojego szefa.
 - Wracając... - starał się uspokoić, ale szelest papierków po cukierkach mu w tym nie pomagał. Rzucił ostrzem, które wbiło się w blat, tuż obok ręki fanatyka czekolady. Ten tylko przełknął ślinę i odłożył wszystko co trzymał w dłoniach - Co planujesz, Levi?
 - To oczywiste, że TYLON przeprowadzi na Bakuryu brutalne eksperymenty. Naszym zadaniem będzie ujawnienie tego co z nim zrobią i przemówić do rozsądku naszej rasie.
 - Mam tylko nadzieję, że twój błyskotliwy plan nie jest kolejnym sabotażem... - uśmiechnął się do niego szyderczo - Chyba nie zapomniałeś o tym, co wtedy z tobą zrobię? 
 - Pamiętam doskonale, Negan... - powiedział przez zęby. Rudowłosy z szoku zdjął okulary przeciwsłoneczne ukazując swoje duże brązowe oczy. Negan tylko spojrzał na Levia, przechylając głowę lekko na bok, po czym skierował wzrok na drugiego mężczyznę, który wyraźnie przygotowywał się do ataku.
 - Spokojnie, Lucas. - uniósł dłoń zwracając się do niego - On po prostu nadal ma żal o siostrę, prawda, Levi? - zapytał czarnowłosego wyraźnie dając mu szansę. 
 - Dokładnie... - gdyby mógł, zabił by Negana samym wzrokiem. Szarooki tylko się zaśmiał. Czuł jego strach - Lepiej miej na oku Hope i dopilnuj, by niczego nie spaprała. - dodał po czym wstał i wyszedł, a Lucas podążył za swoim przywódcą bez słowa. W Levim coś pękło. Chciał coś zrobić, ale nie wiedział jeszcze co.

 Kenji siedział na trawie, czuwając nad treningiem swojej uczennicy. Hope miała potencjał, ale przerażała go jej niezdarność. Niemal co chwilę musiała słuchać surowej uwagi. Mężczyzna widział, że ją to raniło, ale skoro chciała się dobrze nauczyć ninjutsu, musiał podejść do tego profesjonalnie. Kilka metrów dalej, przy ogrodzeniu ogrodu siedzieli Alice i Yugo. Zajmowali się grillem, by mięso dobrze się przypiekło. Zdawali się nie interesować zajęciami tej dwójki, ale tylko pozornie. Yugo szczególnie nie podobało się podejście brata do niej. Kątem oka obserwował ich. Nadszedł ten moment. Atak znienacka. Kenji rzucił się do ataku, na niczego nie świadomą Hope. Zanim zareagowała, ten zdążył powalić ją swoim ciałem na ziemię.
 - Za każdym razem to samo, nigdy nie jesteś gotowa... - mruknął patrząc na skrzywioną twarz dziewczyny.
 - Pewny jesteś? - uniosła jedną brew do góry. Ten poczuł nagły ścisk w talii, a Hope wyśliznęła się spod niego odrzucając go na bok. Gestem pokazała, że jest gotowa do walki jeden na jednego. Kenji podniósł się i ukłonił. Ona zrobiła to samo, obserwując dokładnie każdy jego najmniejszy ruch. Mężczyzna zaczął biec w jej stronę, by wykonać wykop z rozpędu. Dziewczyna także ruszyła w jego stronę. W ostatniej chwili zdążyła odbić się od podłoża. Złapała się jego łydki, jeszcze bardziej wybijając się do góry. Stanęła na czubku jego głowy, wykonując skok do przodu, a on sam wylądował ponownie na trawniku. Alice i Yugo byli w wyraźnym szoku. To nie była technika, której uczył jej Kenji. To było coś innego i zdecydowanie bardziej agresywnego. Według zamysłu Kenjego, powinna tego uniknąć, a nie kontratakować. Siedział zdziwiony wpatrując się w swoją uczennicę. Hope podeszła do niego i kucnęła.
 - Co to było? - zapytał.
 - Kenji... ja... ja przepraszam. Zrobiłam to źle... - chciała uprzedzić kolejną negatywną uwagę.
 - Co źle? - poczochrał ją po głowie - Zaskoczyłaś mnie, i to konkretnie! - pochwalił ją uśmiechając się.
 - Chodźcie już jeść! - Alice przerwała im wołaniem. Oboje podnieśli się i pobiegli do stolika, gdzie Yugo wykładał gotowe jedzenie. Przy okazji przybił piątkę Hope za to, że w końcu spuściła łomot jego bratu w spektakularnym stylu. Kenji wydawał się być jakiś nieobecny. Jadł i do nikogo się nie odzywał. Był pogrążony w myślach. Męczył go pewien dylemat. Z jednej strony chciał udać się do laboratorium TYLON i nie dopuścić do stworzenia broni biologicznej, ale z drugiej pragnął być wśród bliskich, by ich bronić. Bał się, że pod jego nieobecność mogło by się im coś stać, a tego nigdy by sobie nie wybaczył. Alice źle się poczuła, więc Yugo zabrał ją z ogrodu do domu. Martwił się, tym bardziej, że do porodu było coraz bliżej. Hope i Kenji zostali sami.
 - Coś cię gryzie. - stwierdziła, patrząc na niego podejrzliwie.
 - Wydaje ci się. - starał się rozwiać jej wątpliwości.
 - Chodzi o to, co powiedziałeś mi wczoraj rano? Że byłeś mordercą? - naciskała.
 - Tak, dokładnie o to. - wybrnął. Zdecydowanie bardziej wolał jej powiedzieć o swojej mrocznej przeszłości, niż o tajemniczej wiadomości.
 - Więc słucham. - zachęciła go.
 - Gdy Yugo mnie znalazł, nie pamiętałem nic. Razem z nim prowadziłem normalne życie. Któregoś dnia wpadłem w ręce ZLF. Wyprali mi mózg i przypomnieli o tym, kim byłem. Młodocianym mordercą, wyszkolonym przez Ryuzo Kato, który pracował dla dawnego TYLON. Zabijałem też później dla samego Zoanthrope Liberation Front. Na szczęście, Yugo mnie wtedy odnalazł i się opamiętałem. Chciałem wtedy umrzeć, ale brat mi na to nie pozwolił... Byłem złym człowiekiem. - z każdym wypowiedzianym słowem, było mu coraz ciężej. Nie lubił mówić o swojej przeszłości. Hope ujęła go za dłoń. 
 - Nie byłeś i nie jesteś złym człowiekiem. - pocieszyła go - Świat po prostu nie był dla ciebie zbyt łaskawy, ale los postanowił dać ci drugą szansę, a Yugo postawił w roli twojego strażnika. Kto wie, może ja też byłam wcześniej zła? - zażartowała.
 - Taka fajtłapa? Raczej wątpię! - zaśmiał się. Poczuł ogromną ulgę po tym wyznaniu. Jeszcze bardziej pocieszył go fakt, że przyjaciółka całkowicie go zrozumiała.
 - Fajtłapa? Dostałeś dziś łomot stulecia. - dała mu pstryczka w nos.
 - To racja... - westchnął - Mam coś dla ciebie. Dziś udowodniłaś, że na to zasługujesz. - wstał od stołu i pokazał jej wzrokiem, że ma iść za nim. W ciszy poszli do domu. Weszli po schodach na piętro do jego pokoju. Z szafy wyciągnął wieszak, na którym zawieszony był czarny strój wojownika. Powoli podał go zszokowanej dziewczynie.
 - Zostałam ninja?! - zrobiła wielkie oczy.
 - Początkującym... - zaznaczył - Czeka cię jeszcze sporo nauki, ale tak. Zostałaś ninja. - potwierdził - Pokazałaś, że masz ducha walki i nie poddałaś się od razu. - pochwalił ją ponownie, ale jego dziwne zachowanie nadal pozostawiało jej wiele do życzenia. Nagle jej umysł ogarnął kolejny prześwit z przeszłości. Leżała na jakimś dziwnym stole, a nad sobą widziała brata. Mówił coś do niej, ale nie rozumiała co. Mimo iż obraz był jak przez mgłę, mogła dostrzec, że Levi był zmartwiony i wystraszony. W pośpiechu coś jej tłumaczył i nie dawał dojść do słowa. To wyglądało, jakby chciał ją przed czymś uratować. Stała tak nie ruchomo, skupiając się na wizji.
 - Hope? - słyszała ciche wołanie - Hope! - ocknęła się nagle widząc przed sobą Kenji - Coś nie tak?
 - Levi... - wyszeptała.
 - Kto? - zdziwił się.
 - Levi, mój brat. Coś mi się przypomniało. Nie wiem co to była za sytuacja, ale przed czymś mnie chronił... - tłumacząc to, do jej głowy wracało coraz więcej informacji na jego temat - On coś wiedział, nie wiem co. Przypominam sobie, że był dobrym hakerem i potrafił zdobyć każde dane... - mówiła jak najęta.
 - Hakerem? Każde dane? - Kenji zaczął rozumieć. Wystarczyło mu niewiele. Domniemany brat Hope chciał ją chronić i potrafił się dostać wszędzie. Domyślił się, że tajemnicza wiadomość mogła pochodzić od Levia, a biorąc pod uwagę jego zdolności, informacje o projektach TYLON nie mogły być w takim przypadku fałszywe.
 - Nie ważne, to i tak tylko prześwity... - usiadła zrezygnowana na krześle przy biurku - Nigdy nie przypomnę sobie wszystkiego.
 - Ja uważam inaczej. - pocieszył ją. Dziewczyna poszła przebrać się w nowy strój, by kontynuować trening. Już raz udało się jej powalić nauczyciela, więc zaczęła wymagać od siebie więcej. Chciała być jeszcze lepsza, mimo że już była zmęczona. Jednak tego dnia czuła się wyjątkowo pewna. Nie chciała tego zmarnować.

 Dochodziła już późna noc. Wszyscy byli pogrążeni w głębokim śnie, z wyjątkiem jednej osoby. Po wielogodzinnych rozmyślaniach Kenji zdecydował ponownie wcielić się w Bakuryu. Jego celem było zniszczenie planów TYLON, nawet kosztem własnego życia. Na pierwszym miejscu stawiał bezpieczeństwo Yugo, Alice i Hope. Nie chciał, żeby coś im się stało, tym bardziej że ludzie sprawiali coraz większe zagrożenie. Po cichu przebrał się w swój strój ninja i wymknął przez okno. Bez szmeru wylądował na trawie i przeskoczył ogrodzenie posiadłości, by zaraz zniknąć w leśnych zaroślach. Pewnym krokiem szedł przed siebie, a drogę oświetlał mu jedynie księżyc w pełni. Towarzyszyła mu kompletna cisza. Maszerował tak przez dłuższy czas, pilnie czuwając i pilnując otoczenia. Nie chciał na nikogo trafić, a szczególnie za złych ludzi, których był by zmuszony uśmiercić. Samo pozbawienie kogoś życia nie było dla niego trudnym zadaniem, większy problem stanowiło życie z krwią swoich ofiar na rękach. Idąc polną drogą zatrzymał się nagle. Jego czuły słuch wychwycił odgłosy kogoś poruszającego się w wysokiej trawie.
 - Skradanie nigdy nie było twoją najmocniejszą stroną... - powiedział - Prawda, Hope? - obejrzał się za siebie, a z zarośli wyłoniła się ona we własnej osobie. Nie odpowiadając podeszła bliżej niego. Stali twarzą w twarz.
 - Odchodzisz gdzieś? - zapytała twardo i zmarszczyła brwi.
 - Muszę coś załatwić. - nie chciał jej mówić zbyt wiele - Wracaj do domu... - już chciał odejść, ale ta z całej siły złapała go za ramię.
 - Kenji... proszę, wróć ze mną... - spojrzała na niego błagalnie.
 - Pewna osoba potrzebuje mojej pomocy. To nic wielkiego. Wrócę niebawem. - mówił to z ogromnym przekonaniem, jednak w głębi nie wiedział czy w ogóle ponownie zobaczy swoją rodzinę.
 - Obiecujesz? - chciała się upewnić.
 - Tak... - przyłożył lewą dłoń do jej głowy - Skoro tu jesteś... Mogę ci o czymś powiedzieć, zanim odejdę? - spojrzał prosto w jej zielone oczy.
 - Nie. - odparła krótko - Powiesz mi jak wrócisz.
 - Jasne... - uśmiechnął się delikatnie. Obdarował ją ciepłym pocałunkiem tuż obok jej ust - Wrócę... - szepnął, gdy uświadomił sobie co właśnie zrobił i nagle zniknął, czemu towarzyszyła wielka chmura dymu. Po Kenjim nie było ani śladu. Hope stała tak w miejscu i przyłożyła opuszki palców do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą poczuła muśnięcie ust przyjaciela. Po raz pierwszy mu nie wierzyła. Ocknęła się nagle i czym prędzej ruszyła do domu w celu powiadomienia o wszystkim Yugo. 

 Chłopak wstał na baczność, gdy tylko usłyszał syreny. Oznaczało to początek nowego dnia i kolejnych, ciężkich treningów wojskowych. Jego włosy były ciemno brązowe, oczy błękitno zielone, a cera jasna i blada. Wyraz twarzy miał ironiczny i zimny. Może i tego nie okazywał, ale cieszył się z tego dnia. Czekała go kolejna wyprawa na ziemię wroga. Pułkownik dostał ostrzeżenie o zmiennokształtnym włamywaczu, a schwytanie go przydzielił młodzieńcowi. Jego wiek może był mylący, ale był jednym z najlepszych żołnierzy. Wszystko zasługiwał swojej determinacji. Tak nienawidził zoanthropów, że pozwolił się oddać TYLON do modyfikacji na ich podobieństwo i zwiększyć swoją siłę, co sprawiło że miał bardzo wysokie noty. Zerknął na swoich towarzyszy broni, którzy ledwo podnosili się z łóżek, w momencie gdy on już zdążył założyć pełne umundurowanie. Wtedy do pomieszczenia wszedł pułkownik.
 - Drago. - zwrócił się do chłopaka - Twój wymarsz odbędzie się za dziesięć minut w ustalonym miejscu. Tam czeka na ciebie broń. Masz złapać tego zoanthropa. 
 - Tak jest! - zasalutował, po czym opuścił pokój i pobiegł do punktu docelowego. Tam otrzymał niezbędny ekwipunek i ruszył ile sił. Nie musiał długo szukać. Poszukiwany był bardzo blisko granicy. Żołnierz stanął mu na drodze. Kenji również się zatrzymał. Patrzyli tak na siebie przez dłuższą chwilę. 
 - Zejdź mi z drogi... - prychnął ninja, na co brązowowłosy się tylko zaśmiał.
 - Jeżeli chcesz żyć, to lepiej stąd odejdź! - ostrzegł go.
 - Nie! - stanowczo odmówił.
 - Liczyłem, że to powiesz! - mundurowy wyszczerzył się w rekinim uśmiechu i przyjął formę antropomorficznej hieny rzucając się do ataku. Kenji nie miał zamiaru się poddać i także przekształcił się w swoją bestię. Jednak szybko został obezwładniony silnym uderzeniem przeciwnika. Jego ciało ogarnął ogromny ból i wrócił do swojej ludzkiej postaci. Chłopak hiena usiadł na nim odpalając papierosa.
 - Zdziwiony? - zapytał uwalniając chmurę dymu z ust - Zostałem wyszkolony tak, by każdego z was unieszkodliwić. 
 - Dlaczego to robisz? Przecież jesteś taki jak ja... - Kenji nie mógł się ruszyć.
 - Nie jestem taki jak ty! - warknął przez zęby.

______________________
I oto kolejny rozdział!
Z tego już jestem zadowolona. Dużo bardziej niż z pierwszego.
Łapka
🐾

2 komentarze:

  1. omg! kolejne nowe postacie! już lubię negana i chciałabym zobaczyć jakiś rysunek z nim. i zastanawia mnie co hope mogła mieć wspólnego z zlf. szczerze też miałam nadzieję że ona pójdzie razem z bakuryu ale ich pożegnanie jest bardzo romantyczne! czekam na kolejną część!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... Negana widzisz na moim avatarze XD
      I w sumie praca nad kolejnym rozdziałem trwa, więc pojawi się wkrótce UwU

      Usuń